Dwa Oświecenia. Polacy, Żydzi i ich drogi do nowoczesności

Daleką jest odemnie myśl, lud starozakonny, na wytępienie, lub wygnanie wskazywać: poprawić go, przywieść do upamiętania, do poznania własnego dobra, to jest, co nauka chrześciańska podaje. LEJBE I SIORAROMANS ŻYDOWSKI.LIST XIX.ABRAHAM DO LEJBY.d. 29 Sywon.Oddawna juž szanowny młodzieńcze, prawy mój Izraelito, życzyłem zawziąść z tobąznajomość. Ubolewam, iž pod tak smutnémgodłem zaczyna się znajomość i korrespondencya nasza; lecz im niesprawiedliwszemi sąprześladowania twoje i oblubienicy twojéj,tém człowiek tkliwy i szlachetnie myślącyskwapliwszym być powinien do udzielaniawam, jeżeli nie pomocy (bo jakaž prześladowany starzec dać ja może) to przynajmniejpociechy. O losie Sióry twojéj nic dotądniewiemy, nie rozpaczaj jednak, ufaj, iż tenco czuwa nad niewinnością, co Daniela z jaskini lwów wybawił, nieopuści i ciebie i przyjaciołki twojej. Rad jestem, żeś sięw ustronnémbezpieczném miéjscu zatrzymałnie oddalaj się z niego, póki cię nieostrzeżemy, inaczéj napróżnobyś i siebie i Siórę, nasrogie niebezpieczeństwa wystawił.Żywo mnie obchodziły niesłuszne prześladowania twoje, i przez ubolewanie nad tém,coś sam ponosił, i przez uwagęjaką krzywdę zawziętość starszych kachalnych czyninam w oczach chrześcian. Potrzeba prawdziwie być tak stale do zakonu swego przywiązanym jak ty jesteś, by trwać w nimmimoponiesionych krzywd tylu. Żeś ucierpiał narażając się za uciśnionym ludem naszym, podzieliłeś ztąd chwałę z temi wszystkiemi, co jak typoświęcili się za dobrowspółziomków swoich, i jak tyniewdzięcznością zapłaconemi zostali.Ciérpieć niewinnie w sprawie powszechnéj jest jedna z najchlubniéjszych zasług prawegoobywatela.Nie dziwię się powątpiewaniom twoim,względem przywłaszczonéj a źle użytéj władzy starszych naszych, względem Talmudu,komentarzów onego, kabalistów, &e. Powątpiewaniate dowodzą, że równie czystesumienie, jakzdrowy rozsądek posiadasz.Gdy żądaszzdania mojego, gdy pragniesz wiedziećzkad wyszło to źródło błędów naszych, ten Talmuddla czego przedsłowem nawet Bożém ma dzisiajpierwszeństwo, ile można wkrótce ci powiém.Najdawniéjsze z pisanych dziejów ludzkichsą zapewne dzieje narodu izraelskiego.Lud, który z Panem zastępów zawiéraprzymierza, który ma Boga za wodza i Prawodawcę swego, dla którego zachowaniarozstępowało się morze, skały wytryskiwałyzdroje wód czystych, dla którego pożywienie spadało z obłoków, za którego walczyli Anieli,któremuusługiwała natura, który wśród bałwochwalstw tylu narodów, lylowieków, piérwszy uczuł i ogłosił istność jedynego Boga, nie dziw że lud taki celniéjszym się nad innych rozumi. Mojżesz piérwszy z wodzów i prawodawców, przez odrębność ustaw swoich, przez odosobnienieludu swojego od innych lůdów, chciał munadać potęgę i trwałość, niewzruszoną temiprzygodami, które obalają inne narody. Stósowałon te ustawy do czasu, położenia imiejsc w których się znajdował, niechciałon žeby lud izraelski błąkający się przez 40 lat na puszczy, niemający siedliska swojego,wszedłszy potémpomiędzy poganstapiał sięz niemi, przejmowałobyczaje iustawy ichchciał i owszem, by był osobnym, odrębnym ludem, dla tego wypleniał wszystkie obce narody i krainy ich żydami osadzał. Zakreślił Bóg granice ludu swojego od puszczy Libanu, od Eufratu aź do morza ostatniego, i rzeki: “Te są ustawy, których strzedz będziecie w ziemi, którą dawa Pan Bóg ojców twoich, żebyście ją dziedzicznie trzymali.» Przepisał więc Mojżesz, jakom powiedział, ustawy stosowne do okoliczności i położenia swego, chować je będziecie w ziemi, którą wam Bóg dawa. Jakże długo zachowali żydzi ustawy te na puszczy? jeszcze w oczach Mojżesza, ileż widziemy przykładów, jak jakiś niezbędny popęd prowadził ojców naszych do bałwochwalstwa, nie widziemyż ich tylekroć na puszczy jeszcze, ulewających sobie bożyszcza? po śmierci Mojżesza, 72 starców zbierając podania jego, ileż przydać, ująć, popełnić mogli niedokładności, oddalić się nawet od wyraźnych praw jego; nieczytamyż w rozdziale 10 Judicum znowu synowie izraelscy czynili złe przed oczyma Pańskiemi, służąc Baalowi i Astorotowi, i bogom syryjskim, i bogom moabskim, nawet bogom filistyńskim, a opuściwszy Pana niesłużyli mu.» (*) (*) Większa część królów judzkich i jerozolimskich służyła bogom obcym. Za Jozyasza, Powtarzały sie odpadnięcia, najsroższym atoli ciosem dia całości i czystości podań Mojżesza, stało się zburzenie Jerozolimy przez Nabuchodonozora, i zaprowadzenie luda w babilońską niewolę. Wtenczas ileż to okropnych odmian, zaburzeń i zniszczeń, nawet niedawno znalezionych pism Mojżesza przez Helkiasza. Przez zatracenie piérwotnych ustaw,przez długi pobyt wšród obcych ludów, ilež mniemań, przesądów pogańskich, ileż domysłów lub urojeń rabinów naszych, nie wcisnęło się w te święte księgi. Król Chaldéjczyków, mówi pismo ś. (Paralip, rozd: 36), pomordował starce i niewiasty, zburzył kościół, zabrał wszystkie księgi skarby domu Bożego i przeniósł je do Babilonu. Obalił mury jerozolimskie, popsował wszystkie naczynia kosztowne. W takiém zatraceniu wszystkiego, przez lat 70 niewoli, mało tylkopozostałych starców zachowało niewyraźną pamięć ustaw Mojżesza. Zebrał je ile mógł Ezdrasz, lecz w zebraniu tém ilež obcych nauk i prawideł, najbardziéj Zoroastra, wcisnąć gdy wyprzątano kościół Boży, Helkiasz kapłan znalazł prawdziwe pismo Mojżesza i oddał je królowi, ten srogiemi w nich przepowiedniami ciężko się strapił się musiało. Dowodzą to trzy oddzielne sekty Faryzeuszów, Sadmejczyków i Esseniuszów, z których każda pismo Boże tłómaczyła inaczej. Hillel i Szamai nie wiele lat przed Wespazyanem już mieli szkoły osobne, Rubi Johanan Siłlai, uczeń Hillela, wynosząc mistrza swojego, tak mówi o sobie: «gdyby wszystkie drzewa były piórami, a całe morze kałamarzem, niewystarczyłyby na opisanie mądrości, której nauczyłem się u Hillela.* Co za przesadność w wyrazach! jak żywo maluje zagorzałość stronnictwa! Jakoż niedługo potem ci to zagorzalcy Zelotami zwani, powtórnie ściągnęli na siebie gniew Boży, i za Tyta Wespazyana powtórnego zburzenia Jerozolimy stali się przyczyną. Ach czytaj dzieje Józefa, ujrzysz w nich, z jednej strony unoszące nas obrazy męstwa, statku i wytrwałości Izraelitów; z drugiej zbyt smutną prawdę, jak zagorzały fanatyzm i niewczesna zaciętość, najświetniejsze narody gubią i wywracają. Pamiętnem będzie w dziejach świata oblężenie i wzięcie Jerozolimy przez Tytusa: ileż wściekłej zapalczywości między dwoma starozakonnych sektami, jaka zaciętość w obronie, zaciętość przenosząca śmierć, katusze, zgubę nakoniec narodu całego nad najmniejsze odstąpienie od mniemań swoich. Padło naówczas od miecza i głodu milion sto tysięcy żydów, część pozostałych oddano na pastwę zwierzętom, część zdobiła tryumf zwycięzcy, lecz ca najbardziej wzbudza ciężki żal Izraelity, jest spalenie, i wywrócenie ze szczętem kościoła z nieporównanym przepychem wzniesionego przez królów naszych. Opisał nam wspaniałość jego wzwyż pomieniony dziejopis: Znalazłszy opisanie to w papierach moich, posyłam ci je. Jak dobry Izraelita zapłaczesz porównywając dawną wielkość naszą z poniżeniem, do którego nas ślepota i obłąkanie starszych przyprowadziły. (*) Za Adryana raz jeszcze rzucili się żydzi do broni. Barcoquebe ogłosił się Messyaszem, w zaciętej lecz nierównej tej walce zginęło 580,000 Izraelitów: odmieniono imię Jerozolimy, i nazwano ją Elią. Cezar Julian noszący nazwisko Apostaty, przez wielkie zamiary szukający sławy u potomnych, dał rozkaz, by odnowić kościół Salomona. Lecz nietylko chrześciańscy ojcowie, ale Amian (*) Dla nieprzerwania ciągu toczącej się materyi opisanie to kościoła jerozolimskiego położyliśmy na końcu. Marcellin, współczesny dziejopis pogański, twierdzą, iź ognie wybuchające z pod ziemi nie dozwoliły zacząć nawet tej pracy. Długoby było opisywać ci, jaki był odtąd los narodu naszego, rozsypanego po rozmaitych państwach: jużeśmy się nigdy niezłączali w jeden naród, juźeśmy nigdy własnego kraju nie mieli. Rozproszeni po powierzchni ziemi, prześladowani najprzód od pogan, później od chrześcian w Niemczech, Francyi, Hiszpanii, Anglii, paleni, wytępiani, wypędzani, w jednej Polscze znaleźliśmy schronienie i opiekę. Ach czemuż nie użyliśmy na lepsze użyczanych nam swobód i bezpieczeństwa! Ach czemuż Ezdrasz jaki, korzystając z łaski, którą piękna Esterka nasza znalazła w oczach Kazimierza Wielkiego, nie przywrócił praw Mojżesza do pierwotnych ich czystości, nie zastosował ich do czasów i obecnego położenia naszego, lecz niestety! daliśmy pierwszeństwo nad słowem Boźem błędnym ludzkim mniemaniom. W 308 lat po zburzeniu Jerozolimy Rubi Johanan napisał Talmud jerozolimski, w 100 lat potem Rubi Aze wydał Talmud babiloński, uczniowie ich dodali Mischnę i Gamurę. Mojżes Majmonides na początku 13 wieku, zrobił z nich wyciąg prawideł obrządkowych, w księdze Judchasakach. Wyścigalisię odtąd mniemani mędrcy, komentarze kabaliści nasi w zamachtwaniu i przeistaczaniu pismaBożego, własne sny i dzikie marzenia podającza ustawy religijne, cywilne i moralne.Lecz juk daleko w księgach swoich odstrychnęli się od moralności zdrowego nawet rozsądku,same ich dzieła jasno dowodzą.lleżw nich dziecinnych, gorszących, uwłaczających Bogu samemu baśni i zabobonów.Niektórzy z pisarzy tych, szczerzezaślepieni byli w dzikichmniemaniach swoich, inni acz znają dobrze niedorzeczności Talmudu,dla własnych zysków utrzymują w nich ciemne pospólstwo.Chcą oni, by biedny ludten, zatapiając się w tych niezrozumiałych, dziecinnych Talmudu mistycznościachstępiał na nich, i niszczył wszystkie umysłuswego siły, a przez to stał się równie niechętnym jak niezdolnym do łożenia czasu i uwagiswojej na nabycie tego światła, tychpożytecznych nauk, któreby nas do innychludów we wszystkich towarzyskich korzyściach zbliżyły.Troskliwi starsi i rabini by z samego dzieciństwa oddalić od ludu naszego dobroczynne światło, a fałszywe wkorzeniać weń wyobrażenia, stosownie do tych niecnych prawideł wychowują dzieci nasze. Trzyletnie dziecko słyszy już o duchach i strachach, w czwartym roku udzielają mu pojęcia o Bogu, wpajając, że sami tylko żydzi są dziećmi jego, inne zaś narody obmierzłe, wyklęte. W roku piątym posyłają go do szkoły, gdzie się uczy 5ciu ksiąg Mojżesza wraz z komentarzem pełnych wykrętnych tłómaczeń, i nadętych obrazów: uczą go w hebrajskim języku; jeśli dziecko jest niepojęte lub słabe, nieszczędzą się dojmujące razy, i targania za pejsaczki. Uczy się dziecko na pamięć lecz nierozumi i słowa, gdyż i sam nauczyciel, wierzy tylko na słowo: w szóstym roku niema najmniejszego pojęcia o innych narodach, o geografii, wie tylko, że są żydzi, którzy są wielkiemi ludźmi, i że są chrześcianie, których trzeba nienawidzić, gdyż są przeciwni żydom, zwyczajom ich wbrew postępują, jedzą świninę, niezachowują szabasu, i nie są obrzezani. Zrana musi dziecko ręce umyć, nie dla czystości, lecz żeby spłoszyć złe duchy; które podczas snu siadają na paznokciach. Jeżeliby bachór, przechodząc koło kościoła, usłyszał głos śpiewania albo dzwonów powinien sobie, zatkać uszy, aby przez te głosy nie skalał duszy swojej: ztąd dziecko mocno jest przekonane, źe kto nie jest żydem, jest gorzej jak djabłem. W siódmym roku zaczynają bachóra uczyć Talmudu, mówią dziecku małemu o małżeństwach, o rozwodach, o zarzynaniu zwierząt, o stawianiu kuczek, o czyszczeniu lub nieczyszczeniu niewiast. Męczy się dziecko od świtu do zmierzchu, nad temi wspaniałemi prelekcyami. Sypią się nań obficie besztania i plagi. Młodociany umysł przygniata się w samym zarodzie. Z nadchodzącemi laty ciągnie się dalej taż sama nauka; ojciec coraz bieglejszego przyjmuje nauczyciela, cała troskliwość ambicya polegają na tern, by syn stał śię uczonym w Talmudzie, a przez to mógł się dobrze ożenić, i zostać rabinem. W dwunastym roku przywożą mu dziewczynę dziesięcioletnią, której nigdy nie widział, i każą mu się żenić. Po ożenieniu młody małżonek jeszcze się uczy, dalej zostaje rabinem, kupcem, a najczęściej próżniakiem. Prócz nauki liczby, wszystko mu jest obcem, co tylko polrzebnem do społecznego życia. Nauczył się bowiem tylko przesądów, nienawiści i zabobonów. Z takiego wychowania, z tak grubej niewiadomości, z wyobrażeń tak dzikich, rodzi się w massie narodu naszego łatwowierność, chciwie chwytająca się wszystkiego, co jest zadziwiającem, co dogadzającem passyom, co obiecującém niepojęte rozkosze i szczęśliwości. Ztąd tyle fałszywych Messyaszów, cudotwórców i świętych oszustów; słyszałeś o Barcoquebe, o fałszywym Messyaszu z Kandyi pod panowaniem Teodozyusza, o Dawidzie Elroi za czasów cesarza Henryka Igo. Ciekawszą nad inne, gdyż siegającą prawie czasów naszych, jest historya Sabbataj Sevi, który w roku 1666 Messyaszem sie ogłosił. Niewiedząc czyli jest ci znajomą, posyłam ci ja osobno. Ujrzysz z tych wszystkich opisów, z jaką łatwośoią lud nasz ciemny, z dzieciństwa napojony zabobonami dał się zwodzić tylu zręcznym oszustom. W miarę większéj niż gdzie indziéj ciemnoty nie zbywało, i nie zbywa u nas na fanatykaach i sektach. Najzagorzalsza a zatém i najszkodliwsza u nas sekta nosi imie Chassidim. Zawiązała się ona przed stem lat w Międzybożu na Podolu od Izraela Bael Achem tamecznego rabina. Twierdzi on, iż w roku 1575. Laryl żyd w Egipcie znalazł w bibliotece Majmonidesa niezmiernie ważne umiejetności nieznane dotad prawdy, prowadzące do bliższego Patrz na końcu dzieła jeszcze poznania Boga. Pysznie zapowiedziawszy tak ważne odkrycia, zacząl ogłaszać najrozwioźléjszą w moralności naukę, pochlebiając wszystkiem passyom ludzkim, pozwalał stronnikom swoim wszystkich przestępstw i zbrodni, objawił niesłychane widzenia, zaklinał duchy, leczył chorych, upłodniał niepłodne niewiasty, pokazywał cuda, słowem był ubóstwiany za życia i po śmierci. Rozwiozła pochlébiająca zmysłom nauka jego zwabiła mu mnóstwo ludzi młodych, którzy podziśdzień utrzymują i rozszerzają szkodliwe jego prawidła. (*) (*) Najsławniejsze dzieło, które Chassidim wydali ma tytuł Jania lub tež Likutej Amorim, autorem jego jest Zelman Boruchowicz: ostatnia onego edycya wyszła w Sławucie na Wołyniu. Pisał przeciw téj sekcie Kalmanson w uwagach nad niniejszym stanem żydów polskich na kartach 18 i 19, tak się tłómaczy. «Życzyć należy aby rząd przedsięwziął skore i skuteczne sposoby ku założeniu tamy dalszemu krzewieniu się tak niebezpiecznej sekty. a to w miarę maxym swoich i niebezpiecznych skutków. sekty, która sie skwapliwiej rozchodzi, niż przewidywać mogły mdłe jéj zawiązki, a która niszczącym jadem swoim, już niemal wszystkie Tak jest, są po dziśdzień naczelnicy sekty tej, do których tak w Polscze, jak i w zabranych prowincych po 30 do 40 żydów i żydówek odprawują pielgrzymki. Mniemają zaraża Synagogi. Czegóż niepowinni się obawiać z tej zaciekłości nietylko żydzi, ale kraj, gdzie się ten gad lęgnie jeżeli nie będzie położona dzielna tama przystępom szaleństwa tych zaślepionych zapaleńców. Friedländer w dziełku swem o polepszeniu Izraelitów w Polscze, pomiędzy przyczynami utrudniającemi cywilizacyą żydów polskich liczy szczególniej tę sektę. Sulamith I. Jahrgang II. karta 308, żywemi farbami maluje szkaradność ksiąg i zabobonów tej sekty, dość następne przytoczyć: 'Zakazano najsurowiej, ażeby władzy umysłów w żadnym sposobie niekształcić, owszem, gdyby się okazały, tłumić i niszczyć; powiedziano tam jest, że grzesznik im więcej grzeszy tóm bardziej zbliża się do bóstwa, że naczelnicy mają władzę odpuszczenia nietylko najsprośniejszych grzechów popełnionych, lecz i popełnić, się mających, że wszystkie grzechy pod pewnemi warunkami otrzymają nawet nagrodę, i t. d. Patrz dziełko, co wstrzymuje reformę żydów pr. O. Radomińskiego. Wszyscy rozsądni żydzi z wzdrygnieniem mówią o sekcie Chasidimów. oni, że skoro rabin jest kabalistą, już przez to samo staje się boską istotą, rozumie mowę zwierząt, drzew i kwiatów, przez tajemne swe sztuki może złe odwrócić i zrządzić, rozkazywać, kto ma w wojnie zwyciężać lub też przegrywać, może strącać z tronu nieprzyjaznych żydom królów. Wszystko wyrokom jego ulega. Bierze on jarmułkę swoję i wymawia nad nią czarodziejskie słowo, kto tę jarmułkę weźmie w usta, staje się pełnym lubości i przyjemności, żaden z chrześcian nie może mu odmówić, czego tylko zażąda. Najgłówniejszą z zasad tej sekty jest, iż każdy należący do niej, tak wysoką obdarzony jest świątobliwością, iż tej przez żadną niecnotę, przez żaden występek stracić niemoże. Ta sekta tak jest zawziętą i mocną, iż każdy, któryby się odważył tajemnicę jej odkrywać, głośno przeciw niej powstawać, naraża się na najsroźszą zemstę: co mówię na śmierć samę, jeżeli więc usłyszysz, żem zniknął, bądź pewien, że z rąk ich. Nasycenie wszelkich zmysłowości staje się sekty tej obowiązkiem, równie jak sposobem ściągania do niej jak najwięcej zwolenników. Zgromadzają się oni często u rabina. Tam smaczne potrawy, gorące napoje, rozpalają biesiadników imaginacye. Wszczynają się rozmowy jedne dziksze od drugich. Często rabin przywołuje jednego z przytomnych, daje mu dzwonko dobrze upieprzonej ryby, powiadając, źe dusza zmarłego ojca jego, w tej rybie się znajduje. Nie raz rabin wpada w zachwycenie, wzywa po imieniu aniołów i duchów, bełkocze rzeczy niezrozumiane, odkrywa przyszłość, zapowiada przyjście Messyasza. Szerzyć fanatyzm, nurzać się w lenistwie i rozpuście, to jest ich zatrudnieniem. Uważają oni za jak największe przestępstwo trudnić się innym językiem jak hebrajskim. Liczba tych fanatyków co raz się bardziej pomnaża, szczególniej przywięzują się do niej niewiasty, i znacznemi wspierają pieniędzmi. Nie wzdryga się sekta ta pogańskich naśladować obyczajów. W miastach stawiają domy na grobach rabinów. W nich dzikie i pełne niesłychanych zabobonów zwykli czynić ofiary. Żebym ci dowiódł, iż niepłonne opowiadam ci rzeczy, pozwól, że ci tu skreślę przypadek, który mi się w młodości samemu z jednym z najpierwszych sekty tej rabinów przytrafił. Jak wielu innych, tak i ja wychowany byłem we wszystkich niepojętych andronach, Talmudu Mischny i Gamury. Wcześnie atoli Bóg zdrowym rozsądkiem raczył mnie objaśnić. Ujrzałem, iż zawada, wstrzymująca oświecenie Izraelitów w Polscze, i zabranych prowincyach, pochodzi najbardziej od sekty Chassidim, która młodzież naszą, tak przez fantastyczne i zagorzałe wyobrażenia, jak i przez rozpustne życie zwabia do siebie i w co raz większej pogrąża przepaści. Przejęty wstrętem ku tym zwodnikom, zagrzany chęcią uratowania narodu mego od dalszego zepsucia i zguby, postanowiłem udać się do najwyższego rabina, zbliska przypatrzyć się oszukaństwom jego, i dla dobra wszystkich wydać je na jaw. Z największą więc pokorą udałem się do niego, błagając, aby mnie grzesznika do zakonu swego przyjąć raczył, a przez to stał się duszy mojej zbawcą. Przyjął mnie łaskawie, poświęcił mnie i do tajemnic przypuścił. Ach jakąż boleścią napełnione zostało serce moje nad smutnym stanem ludu poświęconego szaleństwu tych opentańców. Byłem wtenczas w kwiecie młodości, śmiały i wesoły. Przekonawszy się, iż i sam rabin był uwiedzionym, i w rzeczy samej sądził się być panem nad aniołami i duchami niebieskiemi, postanowiłem szalone jego obłąkanie odkryć światu całemu. W tym celu wziąłem książeczkę z pargaminu, napisałem na niej straszliwem hieroglificznem pismem list wyrażający, iż to było pismo żyjącego przed sto laty rabina, Izraela Baula Schema, przykazujące rabinowi N. N. aby podług przepisów kabalistycznych poczynił przygotowania i obrządki na przyjście Messyasza, gdyż Messyasz ten roku następnego niezawodnie pokaże się na świecie. Dodanem było dalej, iż list ten od kilkudziesiąt lat powierzonym jest umarłemu, a dziś jemu dopiero wręczonym będzie. Dla lepszego udania rzeczy, pargamin ten w taki sposób posypałem tabaką, iż zdawało się, że przynajmniej lat 50 leżał w ziemi. Nieszczędziłem w tern piśmie starszych imion aniołów i duchów zdań kabalistycznych. Tak wszystko przygotowawszy, wsunąłem nieznacznie pismo to w kieszeń białej, jedwabnej, świątecznej sukni rabina. Znalazł wkrótce rabin list ten w kieszeni, a postrzegłszy pieczęć z straszliwemi hebrajskiemi literami, przeląkł się i drżał niezmiernie; z wielką bojaźnią otworzył go nakoniec, a gdy wyczytał osnowę, zmienił się strach w niewypowiedzianą radość. Wyskoczył z krzesła swego, biegał jak szalony po izbie, a rozkazawszy powierników swoich zwołać do siebie, odkrył im to święte długo upragnione poselstwo. Wkrótce wieść o tern po całym kraju z okrzykami radości przyjętą została. Zaczęto czynić przygotowania do przyjęcia Messyasza, mnóstwo gorliwców, juź się wybierających do Palestyny, zaczęło domy swoje sprzedawać, nadzieja odzyskania panowania nad światem jęła lud ciemny wzbijać w zuchwalstwo. Z przelęknieniem ujrzałem, iż plan mój aż nadto dobrze się udał, a tak obawiając się gwałtownego zamieszania kraju pośpieszyłem do jednego z światłych przyjaciół, odkryłem mu całą tajemnicę niezbitemi okazując dowodami, iż to całe dzieło było skutkiem wynalazku mojego. Przyjaciel mój udał się do rabina, i opowiedział rzecz całą. Osłupiał rabin, zasmucił się i zawstydził razem. Wkrótce uczucia tę w najdzikszą przemieniły się srogość, krzyczał, wściekał się przeciwko mnie, zginąłbym niechybnie, gdybym natychmiast nieopuścił ojczyzny mojej, i nieschronił się do Berlina, gdziem przez lat kilka przebywał. Historya ta jest w całej Polscze wiadomą, nie na długo jednak zachwiała kredyt tej sekty... Lecz spostrzegam, żem się nadto rozpisał, czują to słabe oczy moje. Sposoby, jakiemi biedny lud nasz wyprowadzić z ciemnoty i błędów, w których go starsi trzymają, staną się przedmiotem następującego listu mego. Tymczasem bądź mężem wytrwałym, nic poddawaj się rozpaczy. Bóg wszystko na lepsze obróci. Skoro jakąkolwiek wieść odbierzem o Siórze twojej, nie zaniechamy ci przesłać natychmiast. Błogosławieństwo Abrahama, Izaaka, Jakóba niech będzie z tobą. Abraham. LIST XX. RACHEL DO SIÓRY d. 1 Tamoz. Niech Bóg Wszechmocny stokroć zapłaci poczciwemu Chaimowi, który mi ćhoć późno wiernie jednak oddał list twój. Wiemy nakoniec źe żyjesz, żeś zdrowa. Ach jakaż radość dla przyjaciółki, ileż łez osuszył list twój, ileż ukoił nicspokojności i trwogi od czasu porwania twego, żałoba okrywała dom nasz, i matka twoja, i ja i ojciec mój, i Chaim, opłakiwaliśmy ciebie codziennie. Matka twoja nieutulona wr swym żalu. Czciciele tylko Jankiela cieszyli się, co mówię twierdzili że wygnanie twoje, było zbyt łagodną karą za obelgę wyrządzoną tak świętemu mężowi, że koniecznie powinnaś była być ukamieniowaną. Zaślepieni szaleńce! Ja silne mam jakieś przeczucie, że Sióra moja nie ukamienowaną, lecz wolną i szczęśliwą będzie. Ciesz się kochana Sióro, oblubieniec twój za wstawieniem się zacnego Tenczyńskiego, już jest uwolnionym od klątwy, już w bezpiecznem ustroniu czeka wieści o tobie, niedługo czekać ich będzie; dziś jeszcze posyłamy do niego umyślnego posłańca. Pisuje on do ojca mego, a listy jego, zawarte w nich uczucia i prawidła, co raz bardziej w sędziwym starcu pomnażają szacunek dla niego. Obraz miasteczka, do którego zasłaną jesteś, nauki, które ci mędrzec daje, zabawiły mnie nie pomału. Cieszę się, że dusza twoja nie upada pod ciężarem tylu ucisków i prześladowań. Wyznaję jednak, iż nie jestem bez obawy jak wyjdziesz z ciężkiego examinu, który cię czeka. Donoś o tem czemprędzej, żebyśmy wraz przybywali ci na pomoc. Żeby cię w samotności i w głębokich naukach, które odbierasz, cokolwiek rozerwać, muszę ci powiedzieć co u nas się dzieje. Znany ci jest Nathaniel Pejsak, dość bliski sąsiad ojca twojego, ów bogaty kupiec wexlarz i podradca. Wydaje on jedynaczkę córkę swoję za syna owego bogacza Herszka z Humania. Wesele ma być jak najwspanialsze, zaprosił z całego kraju wszystkich rabinów, przepyszne poczynił przygotowania, sprowadził cymbały i skrzypce, chciał żeby tańcowano: gdy rabin nasz powziął wątpliwość, zabawę tę mieniąc nieprzyzwoitą i zakazaną prawem. Wszczęły się sprzeczki między starszemi: gdy długo zgody nie było, pewniejszym środkiem do rozwiązania kwestyi, zdało się napisać do najpierwszego mędrca naszego Jankiela, naczelnika sekty Chassidim, aby, jako najuczeńszy i najświętszy, powiedział, co o przypadku tym trzyma. Ach! słuchaj, słuchaj Sióro moja, oto jest jego odpowiedź Pytacie o niewiadomi, czy wolno wam jest tańcować, słuchajcie co Rabi Eleazar w rozdziale swoim powiada, co Rabi Abiach naucza. Bóg, mówi on, raz już był ten świat stworzył, ale, źe mu się nie udał zburzył go ze szczętem, i drugi stworzył na nowo, ten tak mu się podobał, iż z radości przywołał do siebie Ewę, sam ją ufryzował i poszedł z nią w taniec, i przyrzekł iż na pamiątkę dnia tego i na potem w niebie z dystyngwowanemi Izraelitkami tańcować będzie. Rabi Eleazar dodajeje, iż Bóg sam Ewę do małżonka jej przyprowadził, że im usługiwał, posłał im łoże małżeńskie, że aniołowie tańcowali na tein weselu. Dla uwiecznienia tej pamiątki, mówi księga Medulestra, w objaśnieniu 48. psalmu: Przydzie czas, gdzie Bóg będzie z wybranemi tańcował. Festyn ten tak jest doskonale w księdze tej opisany, że rodzaj tańcu, muzyka, sala balowa, liczba zaproszonych osób, wszystko tam dokładnie wyrażonem znajdziesz. Wtenczas to przeforsztowanie między niebem a piekłem wyjętem zostanie, wygaśnie ogień, a z obydwóch utworzy się jedna sala balowa, w której wybrani tańcować będą, mając Pana w pierwszej parze przed sobą. Co się zaś tyczy aniołów, ulubiony nasz Talmud powiada, ze już za czasów Jakóba byli oni wielkiemi miłośnikami tańców, i że zapewne nie opuszczą tej okazyi, żeby się nie ochocić. Rabi Beniacha powiada imieniem Rabiego Levi, kiedy Jakób dom Labana porzucał, sześć kroć sto tysięcy aniołów tańcowało i skakało przed nim. Widzicie tedy, odpisuje dalej Jankiel, iż kiedy aniołowie tańcują, czemuż i wy nie macie sobie pozwolić. Morduje mnie prawdziwie niewiadomość i ustawiczne zapytania wasze: pewien jestem, że mię zapytywać jeszcze będziecie, jakie potrawy zastawiać macie na podobnych biesiadach? Wcześnie więc was uprzedzam, i mówię: że gęsi powinny być jednemi z przedniejszych potraw waszych. Słuchajcie, co mówi w tej ważnej materyi Rabba wnuk Channy: "Szliśmy raz (mówi on), po łące, i ujrzeliśmy gęsi, z których pióra wypadały dla niezmiernej ich tłustości: strumienie sadła lały się pod ich nogami. Rzekłem więc do jednej z tych gęsi, czyliż się nam dostanie choć cząstka z was na tamtym świecie? Natenczas jedna z tych gęsi podniosła skrzydło, druga podniosła do góry nogę, (*) i rzekły: podług wykładu Rabi Salomona jesteśmy przeznaczone na wielki obiad, który Messyasz w dzień przyjścia swego dla Izraelitów gotuje, tam zastawionym będzie ów wielki ptak, który raz skrzydłem swojem las cały przewrócił, i wielki wół, który na dzień sto gór spasa, i niezmierna ryba Lewiathan, dla której w morzu nie ma dosyć (*) W traktacie Bavabathra fol 73. miejsca. Przy tej biesiadzie (podług Souhedrian fol. 99) pić będziemy wino, które szóstego dnia po stworzeniu świata zbutelkowane i do piwnicy wstawione było.» Odpowiedź ta Jankiela, oddaliła wszelkie skrupuły, powiększyła, jeżeli można uszanowanie wszystkich dla głębokiej mądrości jego. Cóż mówisz kochana ma Sióro, takim to baśniom wierzyć nam każą. Czyż śniło się co podobnego Mojżeszowi. O biedny nasz naród, jak długoż jeszcze w ciemnościach tych nurzać się będzie. Bądź zdrowa jedyna przyjaciółko, z jakąż niecierpliwością czekam wiadomości o odbytym popisie twoim, pewno że nie pojęłaś, co pojętem być nie może, drżę cała. Donieś co prędzej, co się z tobą dzieje, miej litość nad kochającą cię szczerze! LIST XXI. ABRAHAM DO LEJBY. d. 12 Tamoz. Sądzę, źe dojść cię już musiała kartka moja naprędce pisana, donosząca, żeśmy mieli wiadomość o oblubienicy twojej: przewidując niecierpliwość twoję, prosiłem cię i zaklinałem, żebyś nieruszał z miejsca niezbliżał się do Sióry, i nieroztropnym pośpiechem niepsuł dzieła, które ostrożność i troskliwość przyjaciół, do pożądanej mety doprowadzić może. Pamiętaj, że wszędy otoczony jesteś nieprzyjaciółmi, że wszędy zagorzały Jankiel przez Chassidimów swoich pozastawiał ci sidła; spuść się na Tenczyńskiego, hamuj się i bądź roztropnym. Żeby myśli twoje oderwać od zajmujących się całkiem miłości, żeby je zwrócić ku zbawiennym nad stanem ludu naszego uwagom, uwagom, do których mię sam wyzywasz, mówić będę dalej w materyi, klórąm w poprzedniczym liście zagaił. Skreśliłem ci pokrótce dzieje narodu naszego, cudowny wzrost jego, jego straszne przygody, jego wielkość i poniżenia, jego nakoniec przez zagorzałość Zelotów, z zburzeniem kościoła, ostatni upadek, i rozproszenie. W tern to rozproszeniu zachwiane, już za powrotem Ezdrasza, Mojżeszowe podania, co raz bardziej ulegały ludzkim obłąkaniom i przewrotności, aż pisarze talmudu, kabały, i tłum nieprzeliczony ślepiących nad dzieły temi rabinów, kommentarzystów, z Boskich jasnych przykazań i przepisów, utworzyły niezrozumiały statut dzikich baśni i zabobonów. Wywrócono w niej święte ustawy, palcem Najwyższego na kamiennej tablicy wyryte. Napisał na niej Bóg «będziesz miłował bliźniego twego, jako siebie samego - jakże to doktorowie nasi, szczególniej w wielkim Jalkut Rubeni fof. 12. i Rabi Menachem w wykładzie swoim V. ksiąg Mojżeszowych wytłómaczyli? Izraelici (tłómaczą oni), są ludźmi i bliźniemi naszemi, inne zaś narody nieobrzezane nie są ludźmi, nie mają duszy i są świniami. Powiedział Pan w rozdziale 25 Lewityków: «nie oszukiwaj żaden bliźniego swego, ale się bój każdy Boga swego, bom ja Pan Bóg wasz. Rabini nasi i to przeistoczyli, dając jeneralną dyspensę, a nawet i rozkaz, aby Goimów oszukiwać, gdzie tylko można. Żywiołami judaizmu dzisiejszego są nienawiść i zaciętość w przesądach, póki te zjadliwe namiętności serca nasze zajmować będą. poty ani potrawy, ani zbliżenia do innych w świecie narodów, a zatem żadnego dla nas dobra spodziewać się nie można. Na próżno leczących chcemy używać maści, tam, gdzie śmiertelna wdała się gangrena: wyciąć ją najprzód należy, a potem dobroczynnych szukać balsamów. Wiem ja, że rabini i starsi kachałów i bractw, wielkie osobiste znajdują korzyści w zaciętem odstrychnieniu się swojem od ustaw krajowych, w politycznym nawet względzie; lecz znam także, ile cała massa narodu naszego, traci na tem. Skarżymy się, że nas rząd polski trzyma w ucisku, że nas niedopuszcza do praw obywatelskich, że nam tamuje drogi przemysłu i wyniesienia, lecz cóż rząd ten odpowiada na skargi i żądania nasze. Chcecie używać zarówno z nami praw obywatelstwa, lecz poczemże poznamy, że jesteście obywatelami, Polakami. Czy po mowie waszej? wszak obcą nie krajową mówicie, piszecie i modlicie się; czy po stroju? wszak ten do żadnego w świecie niepodobny, czy po przywiązaniu do kraju, w którym mieszkacie? wszak wy sami wyznajecie, że Polska nie jest ojczyzną waszą, żeście tylko przechodniami w tym kraju. Czyli was uznamy za ziomków z posłuszeństwa prawom krajowym? wszakże u was jest klątwa na tego, który idzie do trybunałów krajowych, wszakże macie osobne prawa i sądy wasze. Przypuściliśmy do praw, do swobód naszych, wszystkie inne wyznania, gdyż te (prócz dogmatów, o których tylko Bogu rozsądzać należy) poddały się we wszystkiem prawom i ustawom krajowym: lecz wy trzymając się z zaciętością przeciwnych, szkodliwych społeczeństwu, odrębnych ustaw waszych, chcąc zostać wiecznie cudzoziemcami, chcecie jednak obok tego być przypuszczonemi do wszystkich dobrodziejstw, swobód i korzyści prawych Polski mieszkańców; chcecie byśmy was uznali za Współobywateli, was, którzy nas za ludzi nie macie. Zachowajcie czysty zakon wasz, lecz odrzućcie, wyrzeczcie się na zawsze waszych Talmudów, waszych kabał, wszystkich bajek i bałamuctw, któremi was starsi wasi, dla własnych zysków, i waszego nieszczęścia bałamucić nieprzestają. Nie można być oddzielnemi od drugich, i razem być spojonemi z niemi, niemożna razem wyłamywać się z posłuszeństwa praw, i tychże praw używać dobrodziejstw. Okażcie się wprzódy, mową, strojeni, oświeceniem, obyczajami, posłuszeństwem prawom, miłością kraju, podobnemi Polakom, a wtenczas, my Polacy, chętnie was za współziomków uznamy. I cóż odpowiemy na te zarzuty? możnaż im zaprzeczyć? nie, szczerość wyznać każe że są prawdziwe, a rozum naucza, że się poprawić należy. Lecz powie niejeden, jakże odstąpić mamy tego, co jest w zakonie? Odpowiem na to, nikt was do tego nie przymusza, i owszem każdy rozsądny pragnie, abyście to tylko porzucili, co nie jest w zakonie Mojżesza, to jest: wasz Talmud, Mysznę, Gamurę, Kabałę, Komentarze, wszystkie bałamuctwa, zabobony, w których was starsi wasi trzymają. Jakże! odmienność położenia naszego od tego, w którem byliśmy, gdyśmy się na puszczy i w Palestynie znajdowali, niezniewoliłaż nas do odstąpienia od wielu najdawniejszych ustaw naszych. Nie sąż nam przykazane ofiary całopalenia, ofiary spokojne, ofiary sniedne, ofiary ze synogarlic i gołębi; widziemyż żeby który z nas ofiarował nie tylko wołu, ale nawet najmniejszego wróbla? Rozkazano nam jest, aby każdego siódmego roku nie zbierać z pola, ale dla ubogich urodzaje zostawiać, żeby po siedmiu latach nie upominać się u dłużników: nie jestże to przykazanem, a jestże którykolwiek z nas, coby to zachował, znamyż jeszcze pokolenia nasze? mamyż Lewitów? płacimyż im dziesięciny? nie mieszaliśmyż się i dawniej z obcemi? wszakże król nasz, Dawid, był wnukiem Ruty, Moabitki, Salomon pojął za żonę córkę Faraona, króla Egiptu. Jeżeli zatem uwolniliśmy się tak daleko od zakładnych ustaw Mojżesza, niebędzież nam wolno oswobodzić się z tych szkodliwych nakazów, które nam zagorzałe rabiny na zgubę naszę podały. Gdyby (mówi Buchholz), Mojżesz wstał dzisiaj z grobu, nie mógłby praw swoich poznać, tak są tłómaczeniami i objaśnieniami komentarzów oszpecone. Nie uczyniliż już tego bracia nasi Izraelici po innych krajach Europy. — W Kassel, w Lipsku, w wielu innych miejscach, nie chwaląż już żydzi Boga w narodowym języku. W Saxonii pienia nasze z odgłosem organów wznoszą się do nieba. Ileż winniśmy wdzięczności cesarzowi Józefowi II., że rozciągnął starania swoje do poprawy żydów, i pozakładał dla nich szkoły normalne. Późniejszy edykt panującego dziś Franciszka II. nakazuje, iż rabinowie stanowieni będą przez sam rząd, że kandydaci złożą wprzód examen. Mamy świeże przykłady w obcych krajach, gdzie oświata już bardziej rozszerzoną była, a władza kahałów zniesioną, iż żydzi czynili chętnie uposażenia dla szkół swoich, i tak w Frankforcie nad Menem, w Hamburgu, w Dessau, w Wrocławiu, w Berlinie i t. d. wprowadzili do nabożeństwa, i towarzyskiego pożycia, język krajowy, widać już w nich większą moralność, większą przychylność do kraju, większy porządek, czystość. W Berlinie pani Hersbar, Izraelitka, założyła dla swoich równowierców ubogich, szkołę niedzielną, przeznaczoną do nauki moralności, czytania, pisania i rachunków. Słusznie w wielu już pismach pochwalony Izrael Jakobsohn, założyciel szkoły w Leezen, nie szczędzi kosztu i starania, ażeby instytut swój uczynić ku oświeceniu narodu swego najpożyteczniejszym, Do tej szkoły chodzą i dzieci chrześciańskie. W Wolfenbütel szkoła Samsonowska utrzymuje się z legatów tejże familii. (*) Owóż są prawdziwi dobroczyńcy narodu swego, mężowie, których imiona obok Ben Dawidów, Kalmansonów, (**) Friedländerów mieścić się powinny. Smutną jest rzeczą uważyć, jak daleko starszyzna nasza zostawiła Izraelitów polskich w tyle tej cywilizacyi, (*) Patrz wyborne pismo mające za tytuł, co wstrzymuję reformę żydów w kraju naszym? przez JP. Radomińskiego. (**) Jakób Kalmanson doktór światły, i uczciwy żyd z Hrubieszowa, pisał uwagi nad stanem żydów w Polscze. Miał on dożywotnią pensyą od króla Stanisława Augusta od ś p. L. Gutakowskiego i od wolnych Mularzy. Ileż światłych Izraelitów dawniejsze okażą nam wieki! Majmonides był pierwszym lekarzem Saladyna, Abraham Zacut astronomem w której współ z nami wierzący innych krajów tak wielkie uczynili postępy: kryją oni przed niemi najwyższych władz swoich ustawy: nie wiedzą żydzi nasi, co we Francyi ustanowiony za Napoleona najwyższy ich Sanhedrin za artykuł wiary postanowił i ogłosił; te są słowa jego: „Kraj, w którym mieszkamy, powinniśmy uważać jak ojczyznę naszą, powinnością jest naszą bronić go, przyczyniać się do pomyślności jego, chronić się lenistwa, uprawiać rolą, brać się szczerze do wszystkich sztuk i rzemiosł, gdyż prawa cywilne i polityczne rządu, pod którym żyją Izraelici, są dla nich ściśle obowiązującemi!” Cologna, najwyższy dziś rabin we Francyi, tak się w kazaniu swojem do Izraelitów odzywa: „Bracia moi, powinności wasze jaśnie są wam skreślone, służcie Bogu, zachowujcie zakon jego, jak Izraelici, lecz jak obywatele i wierni poddani, kochajcie króla portug: Emanuela i professorem tejże nauki w Aragonii, Don Izaak Abarbanel ministrem Alfonsa V. w Lizbonie, Ferdynanda w Hiszpanii, później Alfonsa II. w Neapolu, i pośrednikiem sporów między królem portugalskim i Rzptą Wenecką. króla i rządy jego, kochajcie i brońcie ziemi, w której żyjecie, pracujcie gorliwie we wszystkich pożytecznych zawodach, do których was zdolności wasze powoływać będą.» Ach kiedyż usłyszymy rabina polskiego mówiącego w ten sposób? Nie ma u nas w Polscze, tak hojnych, tak światłych, tak prawdziwie o dobro narodu swego gorliwych Izraelitów. Przeciwnie najzbawienniejsze usiłowania, które rząd nasz przedsiębierze ku oświeceniu i polepszeniu stanu naszego, rabini, kachały, starsze bractwa nasze, starają się odwlekać, zniweczać. Gdyby połowę summ, które żydzi nasi łożą na odparcie podawanej im oświaty, łożyć chcieli na rozkrzewienie jej, przebóg! jakże już szczęśliwym byłby stan Izraelitów polskich. Już byśmy od dawna nie byli w tej ciemnocie i pogardzie, w której dotąd żyjemy. Starał się rząd polski o założenie porządnych szół dla młodzieży naszej w Warszawie, i po prowincyach, starał się o poczynienie dążących do dobra naszego reform, i cóż rząd ten od tylu lat wskórał? Nakazują starsi nasi niezmierne, wymuszone składki, przesyłają znaczne summy, żeby się od tego wykręcić, ledwie tyle dokazano, że w mieście około 30% mieszkańców izraelskich liczącem, zawiązała się mała szkółka około 60 uczniów licząca, pod dozorem światłego izraelity pana Tugendhold, i to, dla nieodstraszenia rodziców, wszystkie prawie nauki dawane są w niemieckim języku. Woli każda familia trzymać osobnego bakalarza, by nauczał dzieci jej nie potrzebnych w towarzyskiem życiu bałamuctw, niż za małą składkę na publiczne szkółki, widzieć też dzieci swoje nabywające prawdziwego światła, i potrzebnych umiejętności. (*) Nie widzielibyśmy tu zapewne tyle oporu w żydach naszych, gdyby zamiar oświecenia ludu naszego zgodzić się mógł z widokami starszyzny. Wierz mi przyjacielu, nie jest lud nasz tak ciemnym, jak go wielu rozumie. Którzyż rodzice nie życzą widzieć dzieci swych szczęśliwemi, i którzyż rodzice nie wiedzą, że nauka i dobre wychowanie prowadzą do szczęścia. Tysiące i tysiące rozsądnych, czekają z utęsknieniem, by zbawienna w Izraelu nastąpiła reforma; i czegóż nie dostaje? odwagi; bojaźń ściągnienia (') Nie dawno rząd chciał ustanowić szkółkę w Kaliszu, cóż starsi zrobili? rzucili klątwę na każdego żyda, któryby dzieci swoje do szkółki tej posyłał: i uszło to. na siebie okropnych prześladowań, starszych przekleństw, najświetlejszych w odrętwienia trzyma. Są to przypadłe do ziemi przepiórki, które znając swą zgubę chciałyby się porwać i ulecieć, lecz widok krążących nad sobą krogulców w trwożliwej trzyma je niemocy. Jeżeli zatem massa ludu naszego, acz zna dobrze jarzmo, którem go starsi tłoczą, nie ma jednak dosyć śmiałości, aby je skruszyć, czas jest aż nadto, by władza rządowa zamknąwszy przystęp wszelkim łudzeniom, i zabiegom starszych żydowskich, sama silnie przedsięwzięła wielkie reformacyi dzieło. Trzy są węgielne zasady, na których cała budowa reformacyi opierać się powinna. Zniesienie najzupełniejsze kahałów i bractw starszych, odebranie im wszelkiej władzy sądowniczej, przywłaszczonego prawa rozdzielania na innych podatków krajowych, wybierania składek, rzucania klątew, słowem wszelkiej administracji policyjnej, cywilnej, ekonomicznej, etc. etc. Nie mieszając się w dogmata i obrządki pismem świętem przepisane, zakaz nauczania Talmudu, Myszny, Gamury, ksiąg kabalistycznych, i tych wszystkich, które kommissya rządowa wyznań religijnych i oświecenia publicznego za psujące i szkodliwe uzna. Sławny Izraelita Friedländer, piszący o reformie żydów polskich, tak się tłómaczy: Szczególną baczność zwrócić należy na naukę Talmudu, na jego bowiem zniknieniu gruntuje się cała nadzieja reformy żydów polskich." Uczony nasz Zalkind Hurewicz w Apologii swojej w Metz napisanej, która odebrała praemium w Paryżu, tak mówi:— "bardzo by się dobrze stało, by rząd zniósł rabinów, i to na zawsze, nic bowiem oni nie robią, tylko załatwiają skrupuły kuchenne, i inne zabobony." Aczkolwiek jest to prawdą, zabieży się temu, gdy jak w Austryi, rząd nasz będzie examinował, i postanawiał światłych rabinów. Będą oni zastępować miejsca wielkich kapłanów naszych, niech im pompa obrządków religijnych będzie ustanowioną, lecz niech się w żaden sposób do rządów cywilnych nie mieszają. Surowy zakaz aby wszystkie miasta i miasteczka, w miarę ludności swojej, miały szkółki publiczne, męzkie i kobiece, do klórych by rodzice pod ciężkiemi pieniężnemi strofami dzieci swoje posyłać obowiązani byli. W szkołach tych nauka religii i jej dogmatów, przetłómaczona po polsku, przez żydów, inne zaś nauki również w narodowym języku, przez potwierdzonych od kommissyi żydów i chrześcian dawane będą. Nauka moralna, język polski, pierwsze miejsce w tych szkołach mieć powinny. Nie ma być wolno żadnemu żydowi przed rokiem 24, żydówce zaś przed rokiem 18, wstępować w śluby małżeńskie; śluby te dawane być mają w obecności notaryuszów publicznych. Biorący się do nich okazać powinni dowody, jakie mają rzemiosło, handel, jaki sposób do życia. Złożą także biorący się, examen, jako umieją czytać i pisać po polsku, i naukę moralną. Przedniejsi uczeni ułożą liturgią i modlitwę w języku polskim, i w tym a nie innym nabożeństwa po domach i bóżnicach odprawiać będą. Wszystkie księgi kupieckie w języku polskim utrzymywane być mają. Jeżeli ustawy te, ściśle i wiernie wykonywanymi będą, ufam, iż nie upłynie lat dwudziestu, odmieni się stan Izraelitów polskich, wyjdą z upodlenia, w ktorem dziś ustają, zajmą godne siebie miejsce w społeczeństwie ludzkiem, śmiało się na ówczas odezwą i łatwo otrzymają to obywatelstwo, to porównanie z drugiemi, w prawach i swobodach, o które dziś niegodni, nieprzygotowani, na próżno naprzykrzają się. Niech się tylko nasi zajmą czytaniem dzieł światłych współwyznawców swoich, Mendelsohna, Wessela, Ben Dawida, Friedländera, a z naszych polskich Majmona, Kalmansona, Zalkinda, Hurewicza, Volfsohna, niech towarzyszą z PP. Hoge, Tugendholdem, a obrzydzą sobie baśnie i zabobony, któremi ich zbyt długo durzono, znienawidzą próżniactwo, szachrajstwo, skłonność dorabiania się lekko; pokochają rzetelność, poczciwość, pracę, i tę cnotę miłości bliźniego, którą wspólnie z chrześciany przykazał im Pan Bóg, a wtenczas dopiero otrząsną się sami z szkodliwych im samym i krajowi nałogów. Zastanówmy się sami, czego rząd po nas wymaga, oto właśnie tego samego, do czegoby zdrowy rozum i światło doprowadziło nas dawno, gdyby nam magnaci nasi nieprzeszkadzali. Chwyćmy się dobroczynnie podawanej nam ręki, a i sami ujrzemy się szczęśliwemi, i krajowi równie pożytecznemi jak dziś szkodliwemi jesteśmy. (') Nie mniemajmy, by w mieszkańcach polskich była niesprawiedliwa ku nam zawziętość i niechęć: tysiąc dowodów mógłbym ci przytoczyć, jak każdy Izraelita, który cnotą, (*) Patrz wyborne dziełko: co wstrzymuje reformę żydów. talentami, usługami swemi, przywiązaniem do kraju zalecić się umiał, jak każdy z nich był szanownym, wywyższanym i nagradzanym. Nie idąc dalej, masz przykład w samym Kalmansonie. Miłośnik nauk, Stanisław August, zaszczycał go łaską i dobrodziejstwy swemi, panujący dziś król Alexander hojnie go obdarzał, szacowali go i wspierali Polacy. Nie widzieliśmyż ziomka naszego Berka, jak odwagą i poświęceniem się za kraj wzniósł się do stopni wysokich w szeregach naszych. Rzadkim dowcipem obdarzony pan Stern z Rubieszowa, nie zasiadaż w gronie uczonych, nie odbieraż szczególnych względów od monarchy i obywateli. Prawdziwie światły i uczony ziomek nasz Hoge, Tugendhold, nie doznająż od Polaków dowodów szacunku i poważania? Tak jest, zrzeczmy się tylko wad i błędów naszych, i stańmy się godnemi szacunku, a szanowanemi będziemy. O mój młody przyjacielu, jakąż radością zalewa się serce moje na widok otwierającej się z odmian tych szczęśliwości przed nami. Zamiast tej nędznej czarnej rzeszy, zaciemniającej miasta i miasteczka nasze, widzę obywateli pracowitych, swobodnych, nie różniących się, ni strojem, ni mową, ni obyczajami od innych ziemi tej mieszkańców; uczciwością i pracą swoją wzbiją się oni, nie jak dziś, w przemijającą tylko lecz nie trwałą zamożność, świetli, uleczeni z dzisiejszych wstydliwych zabobonów i przesądów, wierni prawdziwym przykazom Boga Najwyższego, powrócą oni dawny utracony blask i świetność zakonowi pańskiemu. Już widzę wznoszący się w pośród nas kościół Salomona, pobożna hojność polskich Izraelitów wzniesie go wspaniale, ozdobi z przepychem. Zakryją w niej bogate opony świętą skrzynię przymierza, stanie przed nią wielki kapłan, wonne kadzidła sypiąc Panu Zastępów, otoczą go w śnieżnych szalach wybrani lewitowie, podnosząc święte hymny ludu całego, aż do mieszkania Boga nieba i ziemi. Możeż być świątynia właściwsza wielkości Jehowy, jak był dom Boży Salomona. Ogromniejszy nad wszystkie gmachy dzisiejsze i ściany jego z marmurów lub cedru, złote blachy, nie tylko drzwi lecz powlekały mury jego. Krocie kapłanów w białych szatach korzących się przed Bogiem, tysiące i tysiące ludu w koło napełniające wszystkie przystępy, hymny dobranych głosów, i arf i lutni, te światła, te najdroższe wonie, napełniające powietrza nadewszystko w głębi świątyni ten straszny ustęp, gdzie sam Bóg przebywał, do którego nikomu nie wolno było przystąpić, wszystko rzewnością, i religijną trwogą przejmować musiało. Może się mylę, ale przyjdzie czas, gdzie sami chrześciańscy mocarze, zaprzestawszy gorszących między sobą passowań i walek, w inną stronę oręż swój obrócą, nie ścierpią by ziemia, w której Zbawiciel ich rodził się, w której spoczywał, zostawała dłużej w ręku niewiernych. Odzyskają tę ziemię, pozwolą i nam powrócić do niej. Raz może jeszcze odżyje pokolenie Dawida, raz jeszcze wrócą się dni świetne pomyślności naszej, raz jeszcze spełnią się słowa króla tego (albowiem rzekł Dawid): Dał odpocznienie Pan Bóg ludowi izraelskiemu i będzie mieszkał w Jeruzalem aż na wieki. Bądźmyż więc cnotą i światłem, godnemi tak wielkich przeznaczeń. Gdybyśmy wracać mieli do ziemi Chananejskiej w tej ciemnocie, w tych zabobonach w jakich nas dzisiaj trzymają talmudziści, wzdrygnęłyby się na widok nasz wielkie cienie Abrahama, Izaaka i Jakóba, a Dawid i Salomon, nigdyby nas za lud swój nie przyznali. Dziwić się może będziesz, drogi mój przyjacielu, marzeniom starca już grobu bliskiego, lecz wybaczysz im, kiedy się zastanowisz, z jak czystego źródła pochodzą. Tak jest, widzieć lud Izraela szczęśliwym, nim mię Bóg do ojców moich przyłączy, te są jedynie śluby starego Abrahama twego. LIST XXII. RACHEL DO SIÓRY. d. 15 Tamoz. Żeby cię co prędzej z niepewności twojej uwolnić, kochana ma Sióro, żebyś się nie trapiła, żebyś nie posądzała Lejby twego, że on wiedząc już gdzie się znajdujesz, jeszcze nie pośpieszył na twoję obronę, wolę ci całą prawdę odkryć. Powrócił posłaniec nasz, który jeździł z listem uwiadomiającym Lejbę o miejscu pobytu twego, lecz niestety! nie zastał go w Iłży. Tyle tylko dowiedział się od gospodarza, u którego przemieszkiwał, iż narzeczony twój, długo niespokojny, długo bezsenne dnie i nocy trawiący, nie mogąc znieść więcej męki z niewiadomości o losie twoim, oddalił się z Iłży i jak mówią do Galicyi się udał; zapewne fałszywa jaka, a może umyślnie udzielona mu wieść, że tam się znajdujesz, w tamte obróciła go strony. Jakkolwiek strapisz się tem, pamiętaj, że życie nasze z przeciwności się składa, pamiętaj że miły sercu twojemu żyje i wolnym jest, że przedsięwzięta podróż jego, nowym jest dla ciebie dowodem, jak drogą mu jesteś, jak cię wszędy szuka, jak każda chwila bez ciebie życie nieznośnem mu czyni. Zachowa go Bóg dla ciebie, i dla dobra ludu naszego: bodajbyśmy równie spokojnemi byli o ciebie kochana przyjciołko moja. Dziś właśnie upływa dzień, w którym examen z nauk talmudowych odprawić miałaś, w którym los twój rozstrzygniętym miał zostać. O jak na wspomnienie to silnie serce nie bije, nie mogę sobie wystawić, abyś tyle bałamuctw i bajek, nie tylko pamięcią twą objąć, ale i zdrowym rozsądkiem twoim pojąć mogła. A w tym przypadku ach cóż cię czeka, jak daleko ślepy fanatyzm posunąć się może! - Drżę cała, zaklinam cię na strapioną matkę, na przyjaźń naszę, na miłość Lejby, dawaj znać, jakeś wyszła z niebezpiecznego położenia twego; gniew mój przeciw prześladowcom twoim tak się daleko zapędza, iż nie raz złorzeczę całemu narodowi naszemu. Zgromił mię o to szanowny mój ojciec, słowa jego tak spokojną tchnęły mądrością, tak były bezstronne, iź muszę ci je wypisać jak odpokutowanie za złorzeczenia, których się przeciw braciom mym dopuściłam. Hamuj się córko, rzekł mi sędziwy Abraham, źe nieludzki ojciec, że zagorzały fanatyk Jankiel, źe kilku innych prześladują przyjaciółkę twoją, powstajesz, złorzeczysz całemu narodowi twemu. Nie jest to ani przystojnie, ani słusznie, wierz mi, iź wr liczbie uciśnionego ludu naszego jest wiele ludzi uczciwych i światłych: ludzi, którzy jęczą nad fanatyzmem i poniżeniem, w którym ich magnaci nasi trzymają, którzyby drogo okupili zniszczenie Talmudów i rabinów, którzyby wiele poświęcili, by prawdziwe światło pozyskać. Wina nie jest we wszystkich, ale tylko w niewielu. Ubolewać nad niemi, starać się, by błędy swe poznali, nie zaś złorzeczyć im należy. Prawda że świadkami będąc fatalnych skutków fanatyzmu, widząc tyle nieludzkości, takie upodlenie braci naszych, nie można się unosić nad niemi, lecz zważywszy w jakiej ciemnocie, w jakich wychowani są przesądach dziwić się należy że nie są gorszemi, czytałaś wiele sprawiedliwych przeciw nam krytyk, lecz ileż i przesadzonych: ileż wyrzucanych nam wad, błędów, nie znajdziem i w chrześciańskim ludu. Oskarżają nas o lenistwo, o chęć lekkich tylko zarobków, lecz zważmy, możnaż nazwać Polaków miłośnikami pracy. Nienawidzi ją bogaty i ubogi, i przemyśla tylko, jakby uniknąwszy trudów, żyć najswobodniej i najrozkoszniej. Możny, potem tysiąca kmieci zebrane złoto rozsypuje za granicą na lekkomyślne marności, sam stawszy się obcym, w obcej mowie wychowuje swe dzieci. Szlachcic na kilku zrodzony zagonach, wstydzi się porwać lemiesz niepodległą ręką, szukać w ziemi swobody i mienia, udaje się do miasta, by jakąkolwiek otrzymać funkcyą, poigrać piórkiem przez parę godzin, resztę czasu w glansowanych bótach i modnym fraku, pędzić na teatrach, billarach, redutach. Ludzie średniego stanu, jeśli wygrają w loteryą lub innym sposobem przyjdą do grosza jakiego, zamiast udania się do roli, lub przedsięwzięcia użytecznej jakiej rękodzielni, nieznają innej zabawy, jak udać się do szynków, billarów i dorożek? bo tam dobrze hulać, a mało pracować można. Pójdźmyż do rzemieślników, na próżno chleb, mięso i piwo tanieją, na próżno uwalniają ich od tak uciążliwych niegdyś gwardyi narodowych, ceny krawców, szewców, kowalów, etc. etc. są zawsze niezmiernie wysokie, tak dalece, iż dosyć by czeladnik popracował trzy dni, a już za to bezpiecznie resztę tygodnia hulać może, jako też i hula, robota zalega, potrzebujący czeka, a dozor zwierzchni nic na to nie zważa. Wieśniacy nawet znienawidzili rolą, i do miast cisną się: wznoszące się tak licznie w stolicy gmachy dają im sposobność obfitych zarobków, tak, że mularz 5 i 6 złł. zarabia, zapewne nikt za złe nie weźmie, że pracujący dostatnie jest zapłaconym, lecz jakaż jest praca najemnika tego. Ileż na rusztowaniach odpoczywać, konwersyi, żartów i igraszek: dzieło mogące się zrobić w tygodniu, ciągnie się przez miesiąc cały, a dom mający trwać wieki, nie raz zawala się przed dokończeniem. Wyrzucają nam, i sprawiedliwie, żądze oszukiwania na wszystkiem, przynajmniej, że nam Talmudziści nasi dają do tego dyspensę, lecz chrześcianie, których religia tak jest moralną i ludzką, czyż zawsze są najlepszemi? Błachy przykład dowiedzie, jak niemoralność tego gatunku przeniosła się do klas najniższych; stawię ci sto talarów nagrody, jeśli mi kupisz od mleczarki kwartę mleka, w którejby nie było wody, jeśli mi dostaniesz garnuszek śmietanki, któraby zaprawną mąką, drobnemi krupkami lub żółtkiem od jaja nie była. Niemoralność więc, chciwość lekkiego zarobku, wstręt do pracy nie w nas się jednych znajdują. Próżność i żądza wynoszenia się nad stan swój, pospolitszemi są gdzieindziej jak u nas, i ztąd tyle kradzieży, które, by odkryto, nie ma prawie przykładu. Rzemieślniczki, zamiast kształcenia się, jak być dobremi gospodyniami, żonami, matkami, przechodzą się w jedwabiach, a córki ich włoskie arye śpiewają. Przywary innych nie usprawiedliwiają naszych, nie złorzeczmy sobie, lecz starajmy się wady te poprawić, ufajmy, że mimo tylu przeszkód, poprawimy się w ciemnocie i upodleniu naszem, nie zgasły wszystkie cnoty w sercu Izraelity. Jest on litościwym na nędzę bliźniego, posłusznym dla zwierzchnych, wdzięcznym za dobrodziejstwa, ulecz go z przesądów, daj światło a zrówna się z innemi. Takie były upominania ojca mojego, silniejsze zapewne uczyniłyby na mnie wrażenie, gdyby nie ustawnie powstająca myśl, żeś ty w niebezpieczeństwie od tych zagorzałych Zelotów. Niechcę dłuższem pisaniem zatrzymywać cię więcej, odsyłam co prędzej poczciwego Karaima, z obietnicą znacznej nagrody, jeśli mi o tobie pomyślną przywiezie wiadomość. Bądź zdrowa luba ma Sióro, jeśli ci miłemi jesteśmy, jeśli masz wzgląd na srogie niespokojności nasze, daj co prędzej wiedzieć o sobie. LIST XXIII. SIÓRA DO RACHELI. d. 25 Tamoz. Czemuż nie mogę dodać skrzydeł posłańcowi temu, żeby co rychlej zaspokoił tkliwą twę o mnię troskliwość. Tyle smutnych i pocieszających razem wieści przychodzi mi udzielać, tak jestem pomięszaną tem gwałtownem przejściem z okropnych cierpień do słodkiej swobody, iż ledwie mam dosyć siły, by ci zebrać rozerwane myśli, i ciąg ostatnich przygód moich choć pokrótce opisać. Niedarmo lękało się serce twoje fatalnego dnia, w którym losy twej przyjaciółki roztrzygnąć się miały. Nadszedł on nakoniec w okropniejszych oznakach, niż kiedy spodziewać się ich mogłam. Sądziłam, iż z samym tylko nauczycielem moim, Aronem, czynić mi przyjdzie, lecz sądź o przestrachu, o obstąpieniu mojem, gdy wyprowadzona z komory do izby, postrzegłam oprócz Arona, i ojca mego, obrzydłego Jankiela. Na widok ten ścięła się krew w żyłach moich, zemdlona padłam na ziemię. Stan ten zdał się zmiękczyć serce ojca mojego, powrócona bowiem do zmysłów ujrzałam go przy sobie, cieszącego mię i zaklinającego, bym się nie lękała Ach jak silnym jest głos ojca na serce córki! Powróciłam do przytomności, dano mi do orzeźwienia kieliszek wina; Jankiel, zmrużywszy oczki swoje zaczął się zżymać tak pociesznie, iż okropność tylko położenia mego wstrzymała mię od śmiechu. Głosem potem jak tylko mógł najłagodniejszym, uczynił mi najprzód zapytanie z dzieła Zoar o literze B. od której zaczynają się księgi Mojżesza Barayszyt. Odpowiedziałam, że litera ta nie jest lepszą od innych liter alfabetu. Tu Jankiel jął niezmiernie mrugać oczyma, obróciwszy się potem do Arona, nie tłómaczyłżeś jej, zawołał, tajemnicy, jakie kabaliści nasi w literach znajdują? Tłómaczyłem obszernie, odpowiedział Aron. Przeczytajże to jej raz jeszcze. Wziął więc Aron księgą Jalku Schymoni, i czytał. «Przyszły litery alfabetu do Boga, i każda z nich prosiła, aby Bóg przez nią świat stworzył. Othiot Rabi Akiwa dodaje: Bóg często z obydwu literami, wielkiem M. i małem m. rozmawiał, brał je w ręce, całował, a one obydwie przed Bogiem ślicznie śpiewały.* Jankiel spojrzał na mnie, i po niejakiem milczeniu znowu zapytał. Gdy w nocy Szabasu zapala się świeca, cóż się wtenczas dzieje? Uradowana tak łatwem zapytaniem, odpowiedziałam, jasność się rozchodzi po całej izbie. O nieumiejętna! krzyknął Jankiel; po całej izbie? jasność tej świecy rozlewa światło po wszystkich światach. To mówiąc, przeczytał potwierdzoną wielką tę prawdę w księdze Zoar, Co znaczy, zapytał dalej, błogosławieństwo nad puharem wina? Znaczy życzenie, odpowiedziałam, żeby było pijącemu na zdrowie. Znaczy połączenie atrybutów Boga, zawołał Abbe Weima, ojca i matki. Jak duży będzie kubek Dawida na przyszłym świecie? zapytał Jankiel zamilkłam... Wziął więc Jankiel talmud i czytał traktat Joma fol. 76. „Kubek Dawida na przyszłym świecie będzie zawierał 321 logów, a log jeden trzyma w sobie sześć pełnych skorup od jaja. - Cóż to jest Bariuchne? zamilkłam... Jest ta rzekł Jankiel, podług traktatu talmudu, Bechoroth, fol. 57. Ptak, z którego gniazda gdy raz jaje wypadło i rozbiło się, miętkiem i żółkiem swojem zalało sześćdziesiąt wsi, i zgruchotało trzysta drzew cedrowych. Czemuż, spytał znów; nie wolno jest w szabas rozwiązać węzłu od cycele? gdym długo milczała, rzekł Jankiel: widzę, że nic nie umiesz: — dla tego, źe przez to rozwiązanie rozłączają się ogniwa spajające Boga ze światem. Gdy wiele jeszcze nie równie dzikszych czyni mi zapytań, na które nie wiedziałam co odpowiedzieć: na próżno byłaby dalsza praca, rzekł Jankiel, i kazał odprowadzić mię do komory. Zważ jak mi serce biło, jak długiemi zdały mi się chwile, przez które sędziowie moi naradzali się nad losem moim. Już noc zapadła, gdy ojciec mój wszedł do komory: próżnem widzę było pobłażania nasze, rzekł mi, nie umiałaś korzystać z dozwolonego ci do poprawy czasu; odrzucałaś ustaw naszych naukę, nic nie umiesz, i umieć nie chcesz. Ach ojcze! zawołałam, jakież to są nauki? Jak mogę rozumieć, jak mogę wierzyć, by jedna świeczka szabasowa oświecać mogła świat cały, by rozwiązanie jednego cycele, niszczyć miało ogniwa wiążące Boga z ludźmi. Milcz: przerwał ojciec mój z gniewem, nie do ciebie rozważać, czy rzecz jest podobną do prawdy, czy zgadza się z zdrowym rozsądkiem: do ciebie ślepo wierzyć to, co Talmud i kabaliści nasi za artykuły wiary podali; do ciebie wierzyć, źe nie religia dla człeka, ale człowiek dla religii stworzony. Najdrobniejszy czyn jego wykonany według tego zdania, stwarza i uporządnia niezliczone światy, albo też je psuje i niszczy. Gdybyś była pospolitą niewiastą, nie uczonoby cię więcej, jak inne żydówki, to jest bardzo mało; ale żeś się tak zuchwale przeciw zdaniom mędrców i rabinów naszych oświadczyła, nie było innego sposobu uleczyć cię z niedowiarstwa twojego jak dać ci czytać te księgi, dać ci poznać w samych źródłach, jak daleko błądzisz i grzeszysz. Lecz dosyć o tem, zasłużyłaś na najsroższe katusze, na śmierć nawet, jeden tylko ci zostaje sposób ujścia tych katusz, pozostania przy życiu, bycia szczęśliwą, poważaną, wielbioną, a sposób ten jest, dać rękę twę najpierwszemu z żydów, to jest Jankielowi.... Gdy skończył te słowa, zdało mi się, iż Bóg Wszechmocny natchnął mię męztwem Debory. Ojcze! rzekłam, jeśli ten tylko pozostaje sposób wybawienia mię od katusz, rozkaż, niech wraz będę na nie wydaną. Tu ojciec mój zatrząsł się z gniewu, wyszedł, drzwi za sobą trzasnąwszy. Jak już skazana na śmierć ofiara, spełnienia jej czekałam, dochodziły mię nie wyraźne głosy spierających się z sobą sędziów moich, pisk przeraźliwy Jankiela wznosił się nad inne: wkrótce ucichło wszystko, kołatanie tylko wyjeżdżającego ze stajni wozu słyszeć się dało. Już była północ gdy przyszedł Aron, i wziąwszy mię za rękę, krętemi uliczkami zaprowadził mię do niewielkiej izby, którąm w krotce uznała, że była więzieniem; trochę słomy na posłanie, stołek, dzbanek wody, i kawał cbleba czarnego, te były opłakanego miejsca tego jedynemi sprzętami. Tak byłam przez poprzedzający dzień udręczoną, iż rzuciłam się na słomę, wkrótce ogarnął mię sen głęboki, nazajutrz już słońce było wysoko, gdym się przebudziła. Światłość tej gwiazdy niebios dała mi poznać całą okropność położenia mego. Ileż razy z tej ciemnej turmy myśli moje sięgały i ciebie i matki mojej, i drogiego oblubieńca mego: nie wiedzą mówiłam sobie, co ich Sióra ponosi. Ach nie wiesz co to jest, nie widzieć błękitu nieba ni całej piękności natury, kryształów wód jej, zieloności gajów, nie słyszeć śpiewania ptasząt! I cóż wśród tylu smutków i strapień, utrzymać przy życiu, pocieszyć nawet może? o to jedna czystość, i niewinność sumienia, to niewinne sumienie jest dyamentową tarczą, o którą rozbijają się ostre groty prześladowania. To mię wstrzymywało jedynie, nie raz przypominałam sobie te słowa pisma świętego: Będziesz szukał Boga w sercu twojem, gdy ucisk przyjdzie na ciebie.» Już mijał drugi tydzień uwięzienia mojego, gdy przez małą szczeluść w ścianie, ujrzałam żółty piękny kabriolet, zatrzymujący się przed turmą moją. Siedziała w nim młoda ładna panna, którą, zdało mi się, żem kędyś widziała, obok niej przystojny młodzieniec. Słyszałem, rzekł ten ostatni, ża zamknięta tu młoda żydówka ma na szyi rzadki polski medal, chciałbym go widzieć, a jeśli można, i kupić. Jest to występna dziewczyna, odezwał się właśnie na to nadbiegający Aron zadyszały. To nic nie przeszkadza, rzekł młody pan, bym medalu tego widzieć nie mógł, pokaż mi go zaraz. Aron nie mogąc się oprzeć synowi dziedzica miasteczka tego, gdyż takim był, jakem się później dowiedziała, młody Tenczyński, chcąc nie chcąc, otworzyć musiał mą turmę, z tem wszystkiem tak starał się ją otwierać, żeby postać moja jak najmniej mogła być widzianą, lecz cóż się ukryje przed ciekawością kobiety? Panna owa tak się wychyliła z powozu, iż mię postrzegła, i wraz zawołała dużo zepsutą polszczyzną, «gdzieś pono widziałam tie ziduweskę,» nie zrozumiałam dalej, bo mówiła po francuzku do brata, ten zaś wraz wyprowadzić mię rozkazał, a gdy się przypatrywał odjętemu mi z szyi medalowi, ach! zawołała panna, w Mezonie ojciec twój, nocowałam w Radziwiłów, i poznałam tobie. Jakoż w rzeczy samej, i ja przypomniałam ją sobie, ona to zgubiła była owę obrączkę, ona tak wiele i tak łaskawie rozmawiała ze mną. Patrząc dalej na mnie okiem, w którem się najtkliwsza malowała litość, rzekła: jakeś blada, jak mizerable, cóżeś zrobiła? Rzewny łez potok był jedyną odpowiedzią moją. Przez ten czas już młody ów pan dosyć się przypatrzył medalowi. Odpowiedziałam, że to był dar ojca mojego, i że mi nie wrolno zbywać. W tenczas dopiero Tenczyński postrzegł mię, i z zadziwieniem długo oczy we mnie mając wlepione, mówił do siostry w słowach, które były nadto dla mnie pochlebnemi, bym je mogła powtarzać. Zkądże jest to dziewcze, zapytał Arona? z Radziwiłowa. Nie jestźe ona przypadkiem córką Moszka? — nie inaczej. Ach zawołał, jest to narzeczona współucznia mego Lejby, równie zapewne jak on prześladowana niewinnie. Słuchaj, rzekł z powagą Tenczyński do Arona, dziewczynę tę biorę do domu matki mojej, wywiem się o jej sprawowaniu, jeśli jest przestępną, odpowie przed sądem krajowym, jeśli niesprawiedliwie katowaliście ją, wy odpowiecie przed nim.» Zaczął Aron coś bełkotać trwożliwie o ojcu moim, o mych przestępstwach przeciw zakonowi: Tenczyński, nie słuchając co mówił, rozkazał służącemu, by mi podał rękę, i na przodzie powozu posadził. Odurzona tem wszystkiem, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, gdy pojazd pędem ruszył z miejsca, przejeżdżając przez miasteczko, widziałam wezwał lecące żydowstwo, wrzeszczące ; Ay wey, Ay wey, Sióra ist entfürht. Przez drogę, która nie była długą, sądzę, źe młode państwo rozmawiało o mnie, często z łagodnym spozierając na mnie uśmiechem. W krotce wjechaliśmy na obszerny dziedziniec, w głębi którego wznosił się zamek ogromny; młoda panna iść mi za sobą kazała. Po białych marmurowych schodach weszłyśmy na pierwsze piętro, otworzyły się podwoje... Jakże ci opiszę zadziwienie moje! ten tłum galonowanych służących, ten ciąg wspaniałych komnat, te malowania, te spiże, te błyszczące kryształy, pozbawiły mię ostatka przytomności. Nie wiedziałam prawdziwie, gdzie jestem, co się ze mną dzieje, gdym się raptem ujrzała przed panią domu. Nie wiem, co młodzi oswobodziciele moi rzekli do niej po francuzku; zapytała o przyczynę prześladowania mego, odpowiedziałam z pokorą i rzetelnością, a pamiętna uszanowania dla ojca, nie chcąc ściągnąć zemsty na prześladowców, zataiłam połowę cierpień moich. Pauvre Enfant, rzekła pani domu, zadzwoniła natychmiast, i coś po francuzku poszepnęła do służącej. Czystość i ochędostwo były pierwszem od młodości mej staraniem, najsroższą męką w czasie uwięzienia mego, było, żem się pozbawioną widziała tej miłej, tej nieodbitej pomocy; sądź jaką przyjemnością stały się kąpiel i czysta bielizna. Wkrótce młoda panna, ten prawdziwie anioł dobroci, przyniosła dwie pary własnych sukien, i co tylko do żeńskiego należało ubioru. W godzinę czasu taka się stała ze mną odmiana, iżbyś była nie poznała Sióry twojej, i łatwo, gdyż ja prawdziwie, nie tylko nie poznaje się w ubiorze, lecz bardziej jeszcze w położeniu mojem. Co za niepojęta odmiana! widzieć się w mgnieniu oka przeniesioną z ciemnej turmy do gmachów wspaniałych, zamiast cięźkich strofowań i fuków, słyszeć głos przychylności i ubolewania, ach Rachel moja, to zbyt wiele dla tkliwego serca mojego. Dwa dni odpoczynku nie uspokoiły jeszcze obłąkanych myśli moich. Promień jednak nadziei zaczyna wchodzić w zbolałą mą duszę. Bóg ojców naszych, doświadczywszy mię dowolnie, podał mi rękę, i nie ubliży jej więcej. Nie podobna mi pisać dłużej: co się dalej stanie ze mną, nie omieszkam ci donieść, teraz z szczęśliwą wieścią oswobodzenia mego wysyłam gońca co rychlej, uśmierz więc kochana przyjaciółko niespokojności twoje, daj wiedzieć potajemnie matce mojej, żem żywa, żem wolna, zaklinam nie zapomniej o Lejbie. LIST XXIV. JANKIEL DO RABINA. W Berdyczewic d. 15 Tamoz. Nie zgadłemże, nie mówiłem, nie przestrzegałem, Sióra niegodna, przeklęta Sióra, już jest w ręku Goimów, juź je świninę z jednego z niemi półmiska, juź z jednej szklanki pije z niemi trefne wina i wodę. O Myszno, o Gamuro, o potężne tajemnice kabały, o wy rabini, o wy wszystkie bractwa starszych, zniesiecież podobne zgorszenie i wzgardę! Takie są skutki pobłażania, nie pójścia za rady mojemi, mówiłem dawniej, mówiłem, gdym ostatni raz, po pilnem nauczeniu, w najważniejszych ustawach naszych tak nieuczną znalazł, mówiłem, żeby ją zaraz sekretnie sprzątnąć ze świata, przemogło winowajcze pobłażanie, rozumiano, że zamknięcie jej w ciupie, upamięta piekielną jej zaciętość. Widzicie, jak upamiętało, przebywa między Moabitami, Hetejczykami i Jebuzejczykami, co mówię, już się może Bogom ich kłania! Nie posiadam się w gniewie i zniewadze mojej, wiem ja, że ciężko dosięgnąć nam przestępnej: lecz potrzebny przykład w Izraelu, potrzeba, by lud cały wiedział, że ci, co wstrzymują kary na winowajców, sami kar tych godnemi się stają. Wińcież, co w książce Othiot Rabi Akiwa fol. 23 jest napisano o bluźniących Izraelitom: “Zęby ich (mówi on) wyrosną im na dwadzieścia i dwa łokcie. Na mocy więc najwyższej mojej Chassidimów władzy, rzucam wszystkie trzy rodzaje klątwy, Niddui, Cherem i Schamatha, najprzód na samę Siórę, dalej na ojca jej Moszka, że ją tak niegodziwie wychował, i po tylu zbrodniach karę jej przewlekał, dalej na zwodziciela jej niewiernego Lejbę, na Arona, który ją uwieść dozwolił, na Rachel, przewrotną Sióry przyjaciółkę, na gorszącego zakon cały ojca jej Abrahama, nakoniec na Chajma sługę Moszki, który listy Sióry do wyklętego Lejby przewoził, i śmiał się uskarżać na składki kahałowe. Zapowiadam, iź ci wszyscy, którzyby się dotykali, mówili, lub najmniejszą społeczność z temi przeklętemi mieć odważyli się, równie przeklętemi jak oni zostaną, nie żartujcie ze mną, jak się rozgniewam, gotówem wszystkich żydów, ile ich tylko jest, wykląć na wieki. Nakazuję, by niniejsza klątwa w Radziwiłowie, i po wszystkich bóżnicach była czytaną, i do drzwi przybitą. Taką jest najwyższa wola nasza.— Biada temu, kto się jej przeciwić zechce. Jankiel najwyższy kapłan chassidimów LIST XXV. SIÓRA DO RACHELI d. 30 Tamoz. Co raz bardziej nadzwyczajne wiadomości odbierać będziesz ode mnie, luba Rachel moja! Świat, w pośród którego mieszkam, wszystko na co tu patrzę, obejście, jakiego od państwa tutejszego doznaję, osobliwsze i tutaj przygody, jak dl mnie, tak i dla ciebie będą nowemi, nie pojętemi prawie. Ujrzysz, że szczęśliwy byt mój (jeśli bez matki, bez Lejby mego i bez ciebie szczęśliwą nazwać się mogę) ujrzysz, mówię, że byt ten nie wygładza was z pamięci mojej, że w złej czy dobrej doli, zawsze sercu memu obecnemi jesteście, zawsze to serce wszystko z wami dzielić pragnie. W ostatnim liście ledwiem ci mogła skreślić pokrótce nadzwyczajną zmianę losu mojego, spokojniejsza dzisiaj, dokładniej ci opiszę pobyt, życie i zatrudnienia moje w tym domu. A najprzód ubrana w czyste suknie, i zaprowadzona do pani domu tego, sprawiłam zadziwienie, które, (przypiszesz to może kobiecej próżności) jak mi się zdało było dla mnie pochlebnem, po niejakiem milczeniu rzekła pani słowa, które nie wiem co znaczą, delitieuse creature: i syn i córka poglądali na mnie z prawdziwą przychylnością: pierwszy raz oddawna żywy rumieniec wystąpił na bladą twarz moję. Zaczęły się znów tysiączne pytania, lecz że pani tutejsza, i córka jej, są podobno cudzoziemkami, gdyż nie zrozumiale bardzo mówią po polsku, syn stał się między mną a niemi tłómaczem. Prawdziwie, że z największą grzecznością i słodyczą obowiązek ten wykonał. Odpowiadałam skromnie, pilnie unikając wszystkiego, coby prześladowców moich mogło narazić. Dano mi osobny pokój nie daleko panny Amelii, córki domu, nie wymownie przychylnej do mnie. Edmund, brat jej a przyjaciel Lejby mego, przyrzekł, że go wszędzie szukać rozkaże, a tym czasem rzekł mi: Sara zabawi się z nami, będziem się starać, by w domu naszym zapomniała długo ponoszonych cierpień» Jakoż w dzisiejszem położeniu mojem nie można być szczęśliwszą. Wiesz, że Lejba mój mało co nauczył mię francuzkiego języka. Jednej więc doznaję nieprzyjemności, a ta jest, iż oprócz młodego pana, mało kogo zrozumieć, od nikogo zrozumianą być nie mogę. Nie jest pani domu tego cudzoziemką, (jakem rozumiała z początku) i owszem rodziła się w Polscze, i jest rodu Herburtów, ale nie pojętą zdrożnością wychowana przez kobietę francuzką, z dzieciństwa otoczoną będąc samemi cudzoziemcami, przejęła od nich wstręt do mowy i obyczajów ojczystych; co więcej, większą część życia za granicą strawiła. Paryż, Wiedeń, Berlin, Rzym, Drezno, wszystko jej było miłem, byle nie Polska. Mówią, iż zeszły już szanowny mąż jej, wielce się trapił tym nie pojętym szałem małżonki swojej, że się atoli uparł, by przynajmniej jedyny syn jego chował się po polsku. Jakoż nie można być gorliwszym od niego, o wszystko, co się tyczy dobra i chwały narodu. Właśnie on zakończył akademickie nauki, bardzo jest kochanym od matki, która na prośby i przekładania jego, wielce już w przesądach swoich przeciw mowie ojczystej zwalniała, zezwoliła nawet, by córka jej doskonaliła się w tej mowie. Że brat jej licznemi domu interessami zajęty jest całkiem: że zaczął zrzucać klitki w mieście, i nowe budować domy, wieszże na kogo obowiązek nauczyciela spada: oto, na niegodną sługę twoję. Tak jest, ja Sióra, ja niegodna żydówka, hrabiankę polską uczę ojczystego jej języka. Mlle Saint Fard, Francuzka, guwernantka Konteski, wielce jest tein zgorszoną, lecz ja kontenta jestem z mojej wychowanicy. Czytamy dzieje polskie, dzieła Naruszewicza, Śniadeckiego, Krasickiego, nadewszystko wyborne i wielce użyteczne dzieła JPanny Tańskiej. Nie raz unosimy się nad rymami Koźmiana, Osińskiego i Morawskiego. Tragedye Felińskiego i Kropińskiego mile nas zachwycają. Często Edmund bierze książkę z rąk moich, i piękniejsze sceny sam czyta; ach jakże w deklamacyi jego mowa polska wdzięczną mi się wydaje, nie można czytać, ni lepiej, ni tkliwiej. Nie wiem, co się to znaczy, nie raz czytając miejsca najczulsze, piękne swe oczy czarne podnosi na mnie, i znów z zapłonieniem i smutkiem spuszcza je na dół. Wczoraj znalazł mię przypadkiem samę jednę w sali, przysunął stołek: jakże się piękna Sara w domu naszym znajduje? zapytał. Ach możnaż nie być szczęśliwą odpowiedziałam, między temi, którym tyle jestem winną, którzy mię odrzuconą, prześladowaną, z taką ludzkością przyjęli, z taką dobrocią nic przestają traktować; to mówiącej rzewne łzy puściły się z oczu; do łez także poruszony Edmund, ach! luba Saro zawołał, żebyś wiedziała, jak miło nam jest mieć ją w domu naszym, uwierzyłabyś, iż nie ty nam, lecz my tobie wdzięczni jesteśmy. Możeż być, przydał z przytłómionym głosem, rzewniejszy widok, dla serca tkliwego, jak piękność i dobroć, prześladowane niewinnie; tu wziął rękę moję, i ściskając ją rzekł po cichu: ach czemuż nie jestem żydem! Te słowa z najgłębszem wyrzeczone uczuciem, przejęły mię do żywego, tak byłam niemi dotkniętą, tak Edmund był pięknym, iż wyznać ci muszę szczerze, że w pierwszym momencie pomyślałam sobie, ach czemuż nie jesteś żydem; lecz natychmiast obraz słodkiego Lejbele mego stanął mi w umyśle. Zapominasz się panie, rzekłam mu, nie jesteśmy stworzeni dla siebie, nadto, wiesz, że serce moje innemu już oddanem jest, to mówiąc, wstałam i odeszłam. Od tej chwili zupełną widzę w Edmundzie odmianę: wesoły, lubiący mówić z dowcipem i z przyjemnością, stał się smętnym, zamyślonym, milczącym. Stroni odemnie, od matki nawet i siostry. Ciemne zwierzyńca tutejszego ustępy stały się najmilszem dla niego schronieniem. Przypuścić nie mogę do myśli, żeby młodzieniec urodzeniem, bogactwy, urodą, celujący tylu innych w kraju swoim, mógł się tak daleko zapomnieć. O przyjaciółko moja! jestże to już niezbędnem przeznaczeniem Sióry twojej, nieść niepokój w każdy dom, do którego się schroni. Zbyt jest widoczną ta odmiana w Edmundzie, by ujść mogła przenikłych oczu guwernantki tutejszej pani du Fard, tem bardziej, że nie ukrywa się bynajmniej z żywą nader skłonnością swoją dla Edmunda: od niejakiego czasu więcej jeszcze chudą twarz swoję tynkuje bielidłem i czerwienidłem, więcej jeszcze sznuruje usta, przymruża oczki; i ukosem z nich ogniste promienie rzuca na Edmunda: a że oczkowania te, tarczą zimnej obojętności odrzucane są przez młodzieńca, nie wiem dla czego, podobało się tej pani mnie to przypisać. Ztąd ustawiczne złośliwe przekąsy, niewczesne żarty, przymówki, w oczach nawet matki: wczoraj, gdy familia cała powróciła z kaplicy i zasiadła w pokoju, w którym ja czytałam, Amelia zaczęła się unosić nad pięknością ewangelii, którą właśnie słyszała, wszyscy przytomni, do uwielbienia jej, uwielbienia swe przydali, jeden Edmund jak zawsze w głębokiem został milczeniu. Monsieur le Comte, rzekła pani du Fard, nic nie mówi: oddawna postrzegamy, że przekłada stary testament, nad nowy.... Tu śmiejąc się do rozpuku, iskrawe spojrzenia swoje rzucała na mnie i znów na Edmunda; obudzony słowy temi i śmiechem młodzieniec, żarty WMPani, rzekł, są wcale niewczesne. Zkądże, przydała pani hrabina matka, takie niedorzeczności weszły w głowę WMPani? Zbita temi słowy Francuzka pohamowała się odtąd w dowcipnych przycinkach swoich, lecz niechęć jej ku mnie jeżeli można powiększyła się jeszcze. Lecz nie tu koniec osobliwszych wypadków; Amelia, której przychylność ku mnie coraz się bardziej powiększa, nowych dla mnie kłopotów niewinną staje się przyczyną. Po obiedzie zawołała mię do ogrodu z sobą, gdyśmy się znalazły pod wiekuistym dębowym szpalerem; jak mi jest miłem, rzekła, towarzystwo twoje, luba ma Saro! lecz z jakąż żałością przeglądam chwile, w których nam rozstawać się przyjdzie; tu długo ubolewając nad szałem cudzoziemczyzny, w której ją wychowują, nad niepojętem zdarzeniem, że ona Polka, od żydówki uczyła się po polsku, oddawna mam projekt, rzekła, który ci dzisiaj powierzyć muszę. - Patrz, jak zgodne są dusze nasze, jak zgodny sposób myślenia, uczucia, jak podobne humory: stworzone jesteśmy, byśmy się nie dzieliły nigdy, czemuż rozdziela nas najważniejsza ze wszystkich różnic, różnica wiary, moja Saro kochana. Masz nadto światła, nadto doświadczenia, nadto uwagi, byś nie wiedziała, iż moja wiara na moralności, miłości bliźniego, umiłowaniu cnoty zagruntowana, wyższą, lepszą być musi, nad wiarę waszą, wiarę tylu błędami ludzkiemi przeistoczoną, przyjmującą nie raz za prawidła to, na co oburza się rozum, wzdryga serce uczciwe; nikt tego więcej niedoznał, jak ty przyjaciółko moja, ty, coś nieludzkich prześladowań tak długo i tak smutnem była igrzyskiem. Ach stań się chrześcianką, niechaj te święte zdroje, co ci dać mają zbawienie, spoją na wieki nierozerwanej przyjaźni naszej ogniwa. Tu wlepiwszy oczy we mnie zamilkła. Pani rzekłam, to, co mówisz, nowym jest dowodem przychylności twej dla mnie. Nie zaprzeczam, że zabobony, i niedorzeczności, któremi skażono święte słowa Boga naszego, oburzyły mię nieraz, ale w największym ucisku moim wołałam do Boga tego, aby prześladowców moich, aby lud nasz cały oświecił, powrócił go do prawej drogi zakonu naszego. Nie tracę nadziei, źe się Jehowa zlituje nad niegdyś ulubionym, wybranym ludem swoim; póki światło jego nie zabłyśnie w sercu mojem, pozwól, źe się zostanę w wierze, w której Bóg dal mi się rodzić: mogłaźbym być spokojną, szczęśliwą, gdybym ściągnęła na siebie przeklęctwo ojca i matki mojej, mogłażbym być szczęśliwą, gdybym zerwała te śluby, które mię od młodości mojej spoiły z drogim oblubieńcem serca mojego... Jakże smutną dajesz mi odpowiedź, rzekła posępnie Amelia, jakże się nią zmartwi dobry brat mój, lecz nie tracę nadziei! ścisnęłam ją za rękę. Cóż mówisz o tej propozycyi kochana Rachel moja, udziel jej szanownemu ojcu twemu Abrahamowi, jakkolwiek bądź są w rzeczy tej i myśli i czucia moje, zbyt jest rzecz ta ważną, bym jej niepoddała pod zdanie światlejszych odemnie. Aż do ich wyroku zachowuję ściśle, co w prawie Mojżesza jest przepisanem. Wstrzymuję się od wszelkiej pracy w szabas, nie jem świniny, ani tknę się zwierzęcia, co nie ma rozdzielonego kopyta, unikam ryb nie mających łuski. Powiedz to matce mojej. Cóż robi strapiona, doszłaż już wieść do was o cudownem uwolnieniu mojem, jakiż skutek na zapaleńcach sprawiło? Macież wiadomość o kochanym Lejbie moim, młody hrabia tutejszy we wszystkie strony rozesłał za nim na zwiady. Zdaje się być nieco spokojniejszy, tkliwość i smutek malują się w oczach jego, lecz starannie ucieka odemnie. Bodajby Lejba przybył co prędzej, ach jakże miłą będzie obecność jego, jak jego rozum, światło i czynność pomocnemi staną się dla nas! Już bym oddawna powinna była mieć listy od ciebie, czemuż ich nie odbieram, zmniejszyły się przeszkody, zaszłoż co strasznego nie przewidzianego w pośród was. Ach pisz co prędzej kochana przyjaciółko moja. P. S. Słysząc tu ustawną francuzczyznę, wielki w tym języku czynię postępek. LIST XXVI. TENCZYŃSKI DO LEJBY. d. 31 Tamoz. Powrócił nakoniec wysłany goniec za tobą, przywiózł mi list twój kochany mój współuczniu; gdzież cię zdradliwie poddawane wieści uwiodły. Szukałeś Sióry twojej po Galicyi w tenczas, gdy ona jest już z nami. Ileż przygód od czasu, w którym nie widzieliśmy się z sobą, któżby był powiedział, gdyśmy się z sobą razem uczyli, gdyśmy z sobą chemiczne doświadczenia czynili, gdy ty cały zajęty oblubienicą twoją, zamiast kwasorodu lałeś kwas siarczany, któżby, mówię, wtenczas powiedział, iż ta, o której ustawicznie mówiłeś, ta która tylu roztargnień była przyczyną, w domu moim znajdzie schronienie. Nie dziwuję się już więcej, ni twemu zapałowi, ni roztargnieniom twoim. Usprawiedliwia je Sara; nie masz zapewne równej piękności połączonej z równą słodyczą. Co za twarz, jaka hoża kibić, jakie lube wejrzenie, dodajże zachwycający głos, ujmującą skromność, najczystszy rozsądek. Ach! sprawiedliwie pysznić się możesz kochany mój Lejbo, i z wyboru twego, i z starań, któreś z dzieciństwa podejmował, w wychowaniu, oświeceniu, ukształceniu tej prawdziwie nie porównanej dziewicy. Któź spojrzy na tyle wdzięków, któż usłyszy głos jej anielski, i nie pokocha jej, nie uczuje w sercu swojem żądzy być od niej kochanym. Tak jest mój Lejbo, i mnie ogarnęły były wszystkie pożary miłości, lecz pamięć żeś ty, że przyjaciel mój jest jej narzeczonym: słowa jej, że tobie jednemu na zawsze serce swe oddała, wróciły mię do powinności, do cnoty; została rana, wygasła nadzieja, nie, nie splami się nigdy Tenczyński podejściem i zdradą. Tak jest, bądź spokojnym, przysięgam na Najwyższego Boga, źe Sara świętą będzie dla mnie osobą, że przytłumię gwałtowną miłość, którą we mnie wzbudziła, i że połączyć was, widzieć was szczęśliwemi, jedynem będzie Tenczyńskiego staraniem i chlubą. P. S. W tej chwili drugi mój goniec przywozi mi mały bilet od ciebie i list do Sary: przebóg! co czytam, jesteś chory w ręku lekarzy. Tyle zawodów, tyle prześladowań, stargały siły twoje. Ach! niech wstępująca w serce twe nadzieja lepszej przyszłości, pokrzepia cię, powróci do zdrowia, do przyjaciół czekających cię niecierpliwie. Spieszę oddać list twój oblubienicy twojej. LIST XXVII. LEJBA DO SIÓRY. Z Kulikowa d. 15 Tamoz. Długo obciążony prześladowaniem bezbożnych, ciężką znękany chorobą, do ciebie najprzód, droga ma Sióro, podnoszę zemdlone oczy moje. Póki własne tylko nieszczęścia znosić mi przychodziło, nie upadał całkiem mój umysł, wystarczały do znoszenia tylu trosków siły, lecz skoro mię wieść doszła o więzieniu, o wygnaniu twojem, niepomny na rozstawione mi wszędy sidła, na rady cnotliwego Abrahama, zdjęty rozpaczą, dręczony niespokojnością, porzuciłem miejsce schronienia mego, zbliżyłem się aż pod Radziwiłów, dla dowiedzenia się przynajmniej o miejscu, gdzieś była zasłaną. Ach jakże gwałtownie serce nie biło, patrząc na szczyty grodu, w którym ty przemieszkiwałaś tak długo, zdało mi się, że słońce pogodniej tam jaśniało, że powietrze tchnęło tam przyjemniej, starałem się odkryć dom mieszkania twojego: wystawiała mi go nawet rozogniona imaginacya moja, a na myśl, że cię już nie ma w niem, łzy rzewne twarz moję zrosiły. Nie pohamowaną zdjęty żądzą wnijścia skrycie do miasta, odwiedzenia Abrahama, zasiągnienia wieści o tobie, przybliżałem się dalej, gdy na drodze spotykam nieznajomego mi Izraelitę, stojącego nad obładowanym wywróconym wozem, którego sam nie był wstanie podźwignąć. Pomogłem mu w jego trudnościach: wszczęła się między nami rozmowa, w ciągu tej zapytałem, co w mieście ich słychać. O niczem innem nie mówią, odpowiedział mi, jak tylko, że niewierna Sióra, córka Moszki, nie chcąc pojąć wielkiego patryarchy naszego Jankiela, trwająca krnąbrnie w odszczepieństwie swojem, wygnaną i wywiezioną została. Dokądże? spytałem, kryjąc ile można żal i pomięszanie moje. Do Galicyi, odpowiedział, taka jest wieść po mieście.... Do jakiegoź miasta?... Nie pytaj, bo nikt nie wie. To powiedziawszy, podziękował mi za daną pomoc i oddalił się. Długo osłupiały, nie wiedziałem co postanowić, zbliżyłem się jeszcze ku miastu, dla powzięcia dokładniejszego języka, lecz myśl, że łatwo mogłem być spotkanym przez Moszka, tylu innych znajomych mi w Warszawie, sprawiła, żem się wraz obrócił ku Brodom, pewien, że w mieście tak ludnem, zamieszkałem przez samych Izraelitów, najprędzej będę się mógł dowiedzieć o tern, czego serce moje tak gorąco żądało. Wkrótce przybywam, widzę następujące po sobie, napełniające wszystkie ulice, czarne chmury mieszkańców, obskakują mię hufy ich z rozmaitemi towarami, bomaszkami, etc. etc. ci tkają je w ręce, inni na lewą, na prawą ciągną mię stronę, każdy do swojej gospody, owi ofiarują się za faktorów: ubiór mój i mowa zwodzą wszystkich, nie wiedzą, że mówią ze swoim. Uwolniwszy się od natrętów, jak mogłem najprędzej, wybrałem raźnego młodzieńca za faktora, i stanąwszy w ustronnej gospodzie, niczego ja nie potrzebuję, rzekłem mu, prócz jednej tylko wiadomości, której jeśli mi z pewnością dostarczysz, sowitą odbierzesz nagrodę: dowiedz się więc, czy się tu nie znajduje Sara, córka Moszka z Radziwiłowa. Słyszałem o niej, odpowiedział faktor, i wraz pójdę na zwiady. Pełne najżywszej niespokojności, czekałem długo; po trzech godzinach czasu, wrócił mój faktor, drugiego żyda prowadząc ze sobą: dowiedziałem się, dowiedziałem się, wołał głośno, skoro tylko wszedł do izby, oto jest furman, który Siórę córkę Moszki do Kulikowa ztąd odwiózł. Jakaż jej postać? zawołałem: no, bardzo piękna, ale siedząc z drugą żydówką zawsze płakała... Przejęty radością, sowicie obydwóch posłańców nagrodziwszy, niezwłocznie do wspomnionego puściłem się miasteczka. Wkrótce bojaźń, srogie powątpiewanie, smutne przeczucia duszę mą dręczyć zaczęły; nigdzie po drodze poszlaki o drogiej mej zgubie, powziąść nie mogłem. Powątpiewania te zmieniły się w najokropniejszą pewność, gdym się dowiedział, iż nigdy osoba, o jaką pytałem, do miasteczka tego przywiezioną nic była. W tenczas dopiero poznałem zdradliwe oszukanie faktora brodzkiego: gniew, żałość, niespokojność, rozpacz nakoniec, długo burząc się we mnie, wprawiły mię w okropną gorączkę: przez siedm dni zostawałem bez zmysłów, starania dobrej mej gospodyni, i przywołanych przez nią lekarzy, powróciły mię do życia. Całkowite osłabienie sił moich, ciężki smutek, byłyby mię w krótce w cienie grobu wepchnęły, gdyby nie przybył niespodzianie goniec od szanownego dobroczyńcy, i przyjaciela mego Tenczyńskiego, w którym mi donosi, że żyjesz, żeś oswobodzona i w domu jego od prześladowców bezpieczna. — Radość, którą mię wieść ta napełniła, w osłabieniu mojem zaledwie nie stała się fatalną. Tak jest, kochana Sióro, w chwilach niespodzianej, niepojętej radości, na łonie odzyskanego szczęścia, zaledwie oblubieniec twój dni swych nie zamknął. Ach! ileżeśmy winni oboje dobroczyńcy naszemu. Czemuż zemdlone siły nie pozwalają mi w mgnieniu oka spieszyć w miejsce, gdzie się znajdujesz! Lecz lekarze pewną śmiercią mi grożą, jeślibym się przed tygodniem podnieść z łoża odważył. O sroga, smutna konieczności, posłusznym być muszę, mamże narażać życie, które z tobą o piękna, o luba dziewico, tak będzie jeszcze szczęśliwem. Co za męka oczekiwania, jak nienasycone są nigdy pożądania miłości. Nie dawno przelałbym był krew7 moją, bym tylko wiedział, że żyjesz, żeś bezpieczną, dziś gdy pewność o tern odbieram, dręczę się, że już u nóg twoich nie jestem. Ach jak długo, jak ciężkie oddzielały nas prześladowania. Ufam, że ich więcej doznawać nie będziem. Jak szczęśliwa chwila spotkania! chwila, w której ujrzę, do łona mego przycisnę, piękną, lubą, nieporównaną Siórę moję. Ileż będziem mieli do powiedzenia sobie; okoliczności wygnania: prześladowania twego, nie są mi wiadome, jakkolwiek mogły były być okrutnemi, troskliwa miłość moja powiększała je jeszcze. Bądź omnie spokojną, oblubienico moja, pragnę żyć dla tego jedynie, że ty żyjesz, że będziesz moją. Niebezpieczeństwo, w którem zostawałem, smutek ciążący na czole mojem, w wielu osobach wiary naszej, najtkliwsze wzbudził politowanie, często odwiedzany jestem, od okolicznych nawet rabinów i starszych; jakże odmiennemi są od naszych, lubo jeszcze nie tyle w przesądach swoich poprawni, jakby tego życzyć należało, przecież widoczne postrzegać można skutki dobroczynnych ustaw cesarza Józefa II. rabini examinowani są i naznaczani od rządu, wszyscy języka rządowego uczyć się muszą, zakazany Talmud, kachały, zabronione zbyt wczesne małżeństwa, wiele innych rozporządzeń dąży do ulepszenia naszego. Ach! czemuż nie jest tak i u nas, czemuż się odwlekają najzbawienniejsze chęci monarchy! ufajmy jednak, że nim się zawrą powieki nasze, ujrzemy w Izraelu dni pogodniejsze. Wchodzący lekarz wytrąca mi pióro z ręki, kończę więc luba ma Sióro, zawsze ci wierny, pełen nadziei, pełen dozgonnej dla ciebie miłości, wkrótce cię ujrzę; o Boże! co za radość! LIST XXVIII. RACHEL DO SIÓRY. d. 30 Tamoz. Nie złorzecz mi kochana Sióro, nie posądzaj mię o obojętność, mogłażbyś mniemać na chwilę, źe odebrawszy wiadomość, o cudownem wybawieniu twojem, nie pospieszyłabym natychmiast? (gdyby to było w mej mocy) wyrazić ci ztąd radość moję i radość tych wszystkich, którym równie jak mnie drogą być nie przestałaś. Niesłychane zaburzenie, sprawione rzuconą od Jankiela klątwą, opóźnienia odpowiedzi mojej stały się przyczyną. Nie pojmiesz nigdy, co się tu dzieje. W ostatni szabas, skoro tylko zagorzały rabin tutejszy przeczytał na tylu nas rzuconą przez Jankiela klątwę, powstały w bóżnicy okropne krzyki, jęczenia i wyrzekania: nie liczne głosy litości i zadziwiania, przytłómionemi zostały wrzawą ślepoty, i zagorzałego fanatyzmu. Nie czekając póki nas wypchną, wyszliśmy z bóżnicy, wszyscy wyrokiem Jankiela wyklęci, i ojciec twój z całym swym rodem i czeladzią, i ja i Szmul, i krewni nasi, i Chaim nawet. Napróżno szanowny mój ojciec, Abraham, chciał mówić, chciał naprowadzić na drogę rozsądku tę zagorzałą tłuszczę, okropne groźby, przeklęctwa, przerwały mu mowę, zarówno z nami wyjść musiał. Odtąd nie uwierzysz, co za ucisk, co za zamięszanie w mieście. Rabin nasz więcej jeszcze osób wyklął, niż Jankiel zamierzał. Ślepa tłuszcza aż nadto jest posłuszną. Wszyscy stronią, uciekają od nas, z trudnością przez trzecią lub czwartą osobę potajemnie dostać możemy żywności na targu. Czeladź ojca mojego, nauczona z młodości czynić różnicę między przykazaniem Boga, a tem, co jest skutkiem szaleństwa, zagorzałości i zemsty Jankiela, nie odstępuje od warsztatów swoich, i owszem zdaje się, iż pilniej jeszcze pracuje; lecz w domu Moszka, ojca twojego, największy nierząd i zamieszanie. Wiesz, jak on rozciągły handel prowadzi: stoją naładowane bryki, przeznaczone do Warszawy, do Brodów, do Odessy, karmią się po stajniach konie: na próżno Moszek chodzi po furmanach, zaklina, każdy ucieka jak od zapowietrzonego i słuchać niechce. Zatamowanie handlowych obrotów, najmożniejszego z kupców, mnogiej liczbie pracowitej uboższej klassie okropnie czuć się daje. Przecież zaślepieni cierpią i milczą. Na dopełnienie ucisku, nakazało bractwo starszych post powszechny, zebrane za to pieniądze obrócone być mają na otrzymanie rozkazu, byś ty, kochana Sióro z domu Goimów wydaną została. Morzy się więc głodem łud ciemny, znów szemrze, lecz cierpi. W pośród tych wszystkich ucisków, ponsowy od złości, zadyszały, zalany polem, przylatuje Herszko, ojciec Jankiela, uwierzyszże zgorszeniu, wszakże to szalony Jankiel wyklął własnego ojca. Ojciec czynił mu przełożenia przeciw nieprzyzwoitości szafowania klątwą tak obficie, tak nierozważnie, okazywał mu ciężkie straty, jakie on sam, wspólnik Moszka, z tak gwałtownego kroku poniesie; głuchy był Jankiel na te przełożenia, spory między ojcem i synem coraz się żywszemi stawały, wzniosły się aż do zapomnienia; i syn wyklął własnego ojca. I kiedyż się stało to ojcobójstwo moralne, oto w najważniejszej dla handlu chwili, oto gdy kilka jarmarków styka się z sobą, gdy znaczniejsza niż kiedykolwiek partya koni wspólnie, przez Moszka i Herszka skupiona, przemyconą być miała. . Jakoż nie pojmujesz gniewu ich i pomięszania, zaczynają podobno postrzegać okropne skutki ślepego zagorzelcom posłuszeństwa, i łatwowierności: powoli starają się sobie o przystęp do ojca mojego; ach z jakąż radością szanowny ten i cnotliwy mąż upamiętałych na łono swe przyjmuje. Dałby Bóg Izraela, by lud nasz nieszczęsny poznał nędze i upodlenie, w których go zagorzałość starszych jego nie przestaje pognębiać. Lecz gdy my cierpimy i mrzemy od głodu, ty luba Sióro moja spokojna, i bezpieczna gościnnej i uprzejmej opieki, słodkich używasz owoców, to jedno, co cię trapić mogło, niewiadomość o losie Lejby, i to juź odjęto, doszło i nas, że bezpieczen, że wkrótce do ciebie pospiesza. Nie rozumiej przyjaciółko, bym po tylu cierpieniach, tyle zlewającego się na ciebie szczęścia zazdrościć ci miała Ach! dzielę z tobą to szczęście: nie jestże wszystko wspólnem w przyjaźni, jaka nas łączy? Nic mię w dzisiejszych przygodach twoich nie zadziwia; ani raptowna zmiana losu twojego, bom była pewną, że cnotliwą i niewinną Bóg ojców naszych wybawi, ni obsłupienie twoje na nowy świat, nowy sposób życia dla ciebie, bo tak być musi, ni nawet to głębokie wrażenie, które wdzięki twoje na młodym hrabi sprawiły, bo któż się oprze nieporównanej piękności i słodyczy twojej; jeśli co mię zadziwiło, to widzieć mą Siórę, mą lubą Żydóweczkę, guwernantką polskiej hrabianki, Izraelitkę uczącą Polkę po polsku. Widzisz, że nie w nas jednych, dzikie szały i niedorzeczności, że, gdy rząd krajowy słuszne czyni usiłowania, byśmy przyjęli mowę ziemi, na której mieszkamy, która nas żywi, wielu z znakomitych nawet krajowców zdaje się nią pogardzać, używa obcej, i w tej wychowuje swe dzieci. Ważniejszem nad wszystkie doniesienia twoje, jest propozycya hrabianki. Podług zlecenia twego, przeczytałam tę część listu twego szanownemu ojcu mojemu. Po długim milczeniu tak rzekł do mnie: ufam, iż przyjaciółka twoja nie zapomni, w jakiej urodziła się wierze, potrzeba prawdziwie boskiego światła, samych niebios natchnienia, by pamięć tę stracić. Jeżeli odpowiedź ta nie jest dla ciebie dostateczną radź się bieglejszego, droższego sercu twemu teologa, Lejby: nadewszystko radź się serca własnego. Odmęt, ucisk i zamieszanie, w których jesteśmy, trwać długo nie mogą, oczekujemy codziennie ważnego jakiegoś wypadku, cokolwiek się stanie, nieomieszkam ci donieść. Dziś, jakiekolwiek są dolegliwości nasze, myśl, że przyjaciółka moja w progach szczęścia już stoi, nadto słodką staje się pociechą. W śród pysznych gmachów, wśród tylu jaśnie wielmożnych panów i pań, nie zapominaj nigdy o przywiązanej do ciebie z serca Racheli! LIST XXIX. SIÓRA DO RACHELI. d. 12 Ab. Ach jakże ci wyrazić potrafię moją radość, niepojęte szczęście moje! Lejbe, kochany mój Lejbe, któregom od tak dawna nie widziała, któregom tylekroć opłakiwała tak rzewnie, już jest ze mną. Trzy dni temu, przy pogodnym nader wieczorze, wyszliśmy ulicą ku gościńcowi wiodącą. Młody hrabia zbierał po drodze kwiaty, przez powiększające szkło pokazywał nam ich piękność i mnóstwo niedojrzanych okiem robaczków, purpurą, złotem, lazurem lsknących się. Gdyśmy w tych drobnych, a tak zachwycających tworach, wielbili wielkość Najwyższego, gdy Edmund tłómaczył nam własność tych kwiatów, przemysł tysiąca muszek, co jak gdyby w gmachach z rubinów i szafirów, w kubkach tych kwiatów mieszkały, postrzegłam w końcu ulicy tumany wznoszącego się pyłu. W krotce trzechkonny porządny wóz dał się nam widzieć; nie wiem dla czego serce bić mi zaczęło; ach Sióro moja, wkrótce dowiedziałam się tego. Zatrzymał się pojazd w niejakiej odległości od nas: wyskoczył z niego młodzieniec; ujrzyć go, poskoczyć ku niemu zarzucić ręce me na szyję Lejby, było dziełem jednej chwili. Długo z zwieszoną głową na ramieniu jego, nie mogąc przemówić i słowa, płakałam rzewnie, i lice oblubieńca mego zalały się łzami. W twarzach zbliżonej już do nas reszty towarzystwa tkliwe uczucia widok ten wzbudzać zdawał się. Młody hrabia z uprzejmością przywitawszy przyjaciela, przedstawił go matce, siostrze i pannie Dufard. Długo Lejbele mój z gwałtownego poruszenia swego przyjść nie mógł do siebie. Ściskał mię tylko za rękę i płakał, i jam też płakała. Gdyśmy wrócili do domu, a umysł narzeczonego mego cokolwiek spokojności odzyskał, pierwsze wyrzeczone słowa jego były wyrazem wdzięczności dla tych, którzy mię wybawili z nieszczęścia, i w progach swych tak łaskawie dać raczyli przytulenie. Zapytany Lejbo o swoje przygody, opowiedział je w krótkości, skromnie i bez żółci; o tęsknocie tylko swojej bezemnie, o boleści, którą wzniecały w nim prześladowania moje, o smutku, z ustawicznych w szukaniu mię zawodów, o żalu, który czuł, znajdując się dalekim odemnie, gdy już bliskim zgonu widział się, o tem tylko z głębokiem mówił uczuciem. W chwili rzekł on, kończąc opowiadania swoje, w której widzę i oblubienicę moję i siebie pod cieniem skrzydeł tak szanownej, tak przeważnej opieki, zapominam wszystkich frasunków moich, wdzięczność i miłość, te są jedynie uczucia, które serce me napełniają. O luba Rachel moja, trzy dni już mija po przybyciu Lejby, a jeszcze pojąć się nie mogę, z zachwycenia, przejęcia tak szczęśliwej odmiany. Nie raz budząc się, pytam się samej siebie, prawdaż to, że oblubieniec mój jest w rzeczywistości, już ze mną, nie jestże to sen, nie jestże to zwodnicza mara? A gdy mię ocucone zmysły przekonywają o tem, płaczę z radości. Ach przyjaciółko moja, cóż jest to życie nasze! te niespodziane koleje smutku i radości, rozpaczy i nadziei; zbyt gwałtownie targają one wątłe serca nasze, by się często powtarzać mogły. Tak żywych uczuć szczęścia, jakiemi są moje, uwolniona tylko z zwłok ziemskich silna nieśmiertelnością swą dusza ciągle doświadczać może. Jakoż po tylu pierwszych gwałtownych wzruszeniach, rzewność jakaś, niewymownie słodka smętność napełniły duszę moją. Pełni oboje tych uczuć, trawiemy godziny na rozmowach z sobą, cofamy się w smutną przeszłość naszą, opowiadamy sobie, cośmy ucierpieli, uprzedzamy przyszłość, układając wcześnie całe pasmo życia i zatrudnień naszych. Już wcześnie wszystko nam wspólnem być zaczyna. Choćby zagniewany mój ojciec pozbawił mię dziedzictwa mego, szemrać na wolą jego nie będziem. Ma oblubieniec mój dostateczny majątek, by nam niepodległość i przy pracy życie swobodne zapewnić. W czasie pobytu swego w Iłży, wyczytawszy, iż ziemia w tych okolicach wydawała niegdyś wyborne farfury, czynił na niej doświadczenia, i znalazł ją nad spodziewanie swoje wyborną. Tam osiąść zamyślamy, i znaczną rękodzielnię farfur założyć, nie używając do niej jak tylko młodzieży hebrajskiej: żebyś wiedziała, jakie ztąd marzenia snują się nam po głowach, śmiałabyś się z twej Sióry. Ale wszystko jest wr ręku Bogu. Nie cały czas atoli jesteśmy z sobą. Edmund często mi porywa oblubieńca mego, zamyka się z nim w gabinecie, podług mnie zbyt wiele czasu trawiąc na doświadczeniach chemicznych. Uprzejmość młodego hrabi, zawsze jest niezmienną, często z smętną lubością podnosi oczy swe na mnie, i nie raz, chwytając Lejbę za rękę, mówi z uczuciem: Ach! jakżeś szczęśliwym.... Zabawy nasze zamkowe zwyczajnym idą trybem, z tą tylko odmianą, iź przytomność Lejby mego nowych im dodaje powabów. W tej chwili przybywa posłaniec od was, z listem od ciebie do mnie, i od ojca twego Abrahama do Lejby. Przebóg! w jakież okropne położenie szaleństwo, zemsta, fanatyzm Jankiela, wtrąciły was wszystkich. Niestety! i ja to tych wszystkich cierpień stałam się przyczyną! Zrodzona do niedoli, zaledwie dotknęłam usty mojemi, kubka radości, wnet gorycz piołunu wlewa się do niego... Długo w tych smutnych myślach pogrążoną byłam, gdy Lejbe przyszedłszy do mnie, i widząc mnie pomięszaną, ukój troski twe, rzecze, kochana Sióro moja, zgaduję, co cię martwi, ale czytaj list Abrahama ojca twojej Racheli, a ujrzysz, iż cieszyć się, nie zaś rozpaczać należy, to mówiąc przeczytał mnie list ojca twojego. "Szaleństwo i wściekłość Jankiela, pisze on, do tego stopnia przywiodły tu rzeczy, iż najciemniejsi z ludu naszego zaczynają oczy otwierać, pytać jeden drugiego, jakie ma prawo Jankiel, Rabin, bractwo starszych oddalać od społeczeństwa, niszczyć majątki możniejszych, odbierać chleb uboższym i wszystkich morzyć głodem przez posty. Zniedołężeni we wszystkich handlowych obrotach swoich, Moszko i Herszko, przewidując upadek swój z przedłużenia rzuconej klątwy, nie posiadają się ze złości, i do mnie pokryjomu udają się po radę. Wierzyć łatwo możesz, iż nie używam, jak słodyczy i pomocy zdrowego rozsądku, by ich przekonać, jak zakon pański, siebie nakoniec samych krzywdzą ślepem poddaniem się zagorzałości talmudzistów swoich. Mimo wkorzenionych z pierwszego dzieciństwa przesądów, uwagi moje zdają się do przekonania ich trafiać. Ach jakże szczęśliwym zstąpię do otwierającej się już dla mnie mogiły, jeżeli ujrzę starozakonnych polskich wyrzekających się dzikich Talmudu bałamuctw, wracających do czystych praw Mojżesza oswobodzonych z jarzma swej starszyzny, poddających się nakoniec pod dobroczynne prawa narodu, wr pośród którego mieszkają. Albo się mylę, albo chwila ta już nie jest daleko. Tak pisze szanowny ojciec twój Abraham, słowa jego i mnie spokojność i nadzieję wróciły. Nie przestaje i Lejbe wszelkiemi sposobami wspierać zbawiennych jego zamysłów; pełen uszanowania, dla tych nawet, co go prześladowali, w ojcu moim już uważający ojca własnego, napisał do niego list, który, ufam, że trafi do serca jego. Bodajby nieba miękcząc zagniewanego, nam i zakonomi naszemu pożądany pokój wróciły! Bądź zdrowa jedyna ma Rachel, pamiętaj, iż w miarę ważności chwil dzisiejszych, żywem jest oczekiwanie moje zdarzonych u was wypadków. LIST XXX. LEJBE DO MOSZKA. d. 12 Ab. Niech cię szanowny mężu nie dziwi to pismo ręki mojej. Różność zdań, której skutków aż nadto ciężko doznałem na sobie, mogło nas dzielić, lecz szczera przychylność, pamięć, żeś jest ojcem tej, która od dzieciństwa aż do zgonu miłą mi była, i będzie, wszystkie moje najlepsze życzenia pociągały do ciebie. Długo wymierzone, i spełniane na mnie prześladowania, niezdołały mię ni w wierze mej zachwiać, ni miłości mojej osłabić. Będąc sam dzisiaj ojcze uderzonem, tem srogiem, tem niesprawiedliwem przeklęctwem pod którem ja tak długo jęczałem, znasz zapewne, jak pod błachemi pozorami starsi nasi przywłaszczają sobie władzę wypędzania nas z domu bożego, i społeczeństwa wiernych; niszczą nas, przez zniedołężenie wszelkich uczciwego zarobku sposobów, przez dręczenie nas, nakoniec nieludzkiemi okrucieństwa sposobami, i któż im władzę tę nadał? nie Bóg, nie sługa jego Mojżesz, nie patryarchowie i prorocy nasi; nie, nie oni, ludzie obłąkani, twórcy niedorzecznego pełnego baśniów Talmudu.... Że córka twa Sara odrzuciła rękę Jankiela, jestże przez to obrażonym majestat Jehowy, jestże zgwałconą świętość zakonu Mojżesza? Maż tylu wiernych, w srogiem przeklęctwie pokutować za to, że Jankiel nie umiał się podobać? Zastanów się, czystemu rozsądkowi twojemu sprawę tę poddaję. Skądże ojcze taki wstręt, tak nie ubłagane zagniewanie ku mnie. To dobro, te wszystkie korzyści, któreś z ręką Jankiela zlać zamyślał na córkę twą Sarę, nie znajdzieszże we mnie słudze twoim? Uszanowanie dla świętych praw naszych, życie bez skazy, majątek dostatniejszy niż umysł umiarkowany zażądać może, nie sąż i ze mną? Nie uchybi nigdy Lejbe, tej czci, temu uszanowaniu, które się od młodszego sędziwemu należą, które się należą ojcu nieporównanej mej Sary: nie wyklinać, panie, ale wiecznie błogosławić będę, temu, który dał życic lubej serca mego oblubienicy. Wyrwała ją z rąk prześladowców silna i znakomita ręka przyjaciela mego: gdymbym nie był wiernym Izraelitą, gdybym nie szanował zakonu mojego, gdybym nie szanował ciebie panie, mógłbym korzystać z ofiarowanej mi silnej opieki, i dziś jeszcze być mężem Sary; ale daleką jest myśl ta odemnie, jakkolwiek bądź jest silną miłość moja ku tej pięknej, cnotliwej dziewicy, chcę ją mieć za zezwoleniem twojem, lub nie mieć nigdy. Przed tobą więc głowę moję zniżając, żądam i błagam zezwolenia twego. Usuń się od zawziętości tych, którzy cię niesłusznie prześladują, wysłuchaj tego, który ci posłuszuym synem będzie do zgonu. Lejba. P. S. Ja, długo odepchnięta, lecz zawsze przywiązana i wierna córka, do próśb oblubieńca mego prośby me łączę, nie odpychaj mię dłużej, o ojcze, wielem już ucierpiała, lecz jedno błogosławieństwo, jedno ściągnienie ręki twej na głowę kochającej cię córki, zatrą pamięć wszystkich boleści, i uszczęśliwią na zawsze twą Sarę. Sara. LIST XXI. SIÓRA DO RACHELI. d. 28 Ab. Czynniejszy nierównie nademnie Lejba, znalazł sposoby miewania częstych doniesień z Radziwiłowa, wszystkie zgadzają się na to, iż rzeczy do prędkiego, daj Boże pomyślnego końca, zbliżać się zdają; wielki to ma wpływ na umysły nasze, słodką karmieni nadzieją, weseli jesteśmy i szczęśliwi: jakże wesołemi nie być? mniejsza o wytworne życie, o gmachy przepyszne, w których mieszkamy, bogactwa je nadają, lecz ciągła panów tutejszych przychylność, delikatność obejścia, przez któą zdaje się, iż chcą nam dać zapomnieć i nieszczęść, i różnicy stanów naszych, to jest, co nas do łez wdzięczności porusza. Nie tylko dawnością i znakomitością rodu, lecz najpiękniejszymi duszy przymiotami jaśnieją osoby, składające rodzinę tutejszą: lecz że potrzeba cienia do najwyborniejszych obrazów, zdaje się, że panna Dufard część tę przyjęła na siebie. Nie delikatne jej przycinki, dzikie śmieszności przerywają nie raz rozsądne rozmowy nasze: są lo jedne źle nastrojone skrzypce w śród dobranej orkiestry. Juzem ci namieniła, żem nie znalazła aprobacyi tćj zbielonej i uczerwienionej mamselli, toż samo nieszczęście spotkało z razu i oblubieńca mego, gdy przybył, a dowiedziała się że jest żydem, rzekła idąc za panią, notre maison deviendra une vraje Synagogue.... Taises vous Mademoiselle, surowym głosem odpowiedziała hrabina: jakoż ostrożniejszą się stała, uważałam co więcej, iż długo miotane próżne na młodego hrabię strzeliste spojrzenia swoje, na Lejbe mego przenosić zaczęła. Nieraz jak gdyby z roztargnienia, jak gdyby do siebie samej mówiła: Monsieur le Juif est charmant, quels yeux, quelles dents, sa tournure est charmante, et il ne manque pas d’esprit. W tenczas Lejba z uśmiechem, duże swe czarne oczy podnosi na mnie, i Soliloque upada na ziemię. Podobnego prawie rodzaju stworzenie przyjechało odwiedzić wczoraj zamek tutejszy. Był to niedaleki sąsiad, pan Fadowicz, wychowany wr Paryżu, a niedawno z Anglii przybyły. Rzęsiste klaskanie biczem zapowiadało z daleka przybycie jego: pobiegłyśmy do okna. Co za w idok uderzył oczy nasze! Wyniosły na dwóch kołach świeżo lakierowany faeton, zaprzężone w nim dwa pyszne wiatropędne bieguny, przedzielone srebrną laseczką, żuły srebrne wędzidła, tu i owdzie rzęsistą pianą miotając. Lakierowane szory angielskie, srebrnemi ozdobione blachami, i na nich gdzie tylko było cokolwiek miejsca, wyrżnięte hełmy herbowane; z tyłu dwóch małych chłopców w czerwonych katankach, z czarnemi galonowanemi pasami, kiwało się na dużych koniach, jak gdyby na kołysce jakiej. Leciały konie w zawody; przed samym gankiem, targnął je pan lejcami, a wraz wyciągając przednie nogi, a tylnemi kłęby opierając się o ziemię, zatrzymały się jak wryte. Piorunem zleciały z koni chłopczyki, jedeu bicz, drugi lejce odebrał. Powstał pan młody na dnie wyniosłego faetonu, a choć nic dawno po deszczu, i najmniejszego kurzu nie było wyciągnął batystową haftowaną chustkę, i otrzepał się nią wokoło; dobył kryształowej rzniętej flaszeczki, pokropił się obficie pachnącą jej wodą, i poprawiwszy halsztuka, jednym susem stanął na ziemi, w trzech susach już był na wierzchu schodów, i w oka mgnieniu w pokojach. Lubo pan Fadowicz dwa razy tylko spotkał młodego hrabiego naszego w okolicach tutejszych, przywitał go z serdecznością, jak gdyby od stu lat najtkliwsza łączyła ich przyjaźń. Pozdrowiwszy resztę kompanii rzucił się na krzesło i dużo na wznak przechylił. Ubiór jego był najmodniejszy, czarny frak niezmiernie u spodu ściśnięty, rozbuchany u góry, odkrywał białą jak śnieg kamizelkę, z pod której strafami wyglądały małe szalowe podkamizelki, przez tę utrefiony w drobne fałdeczki gors przewijał się z niewymownym wdziękiem: funtaź od halsztuka, naśladujący skrzydła od motyla, zawiązany jak najdowcipniej, uważałam, że pan Fedowicz poprawiał go często. Szerokie, białe, do kostek spodnie, pod westką dwie potężne filigranową robotą pieczęcie, jedna z topazu, druga z krwawnika, sterczały na ponsowej wstążce, pończochy robione w tak przeźroczystą siatkę, iż cała cielistość nogi doskonale przebijała się przez nie, lsknące się, lakierowane trzewiki, kończyły ten zachwycający ubiór. Fadowicz, jakem nadmieniła, rozwaliwszy się na krześle, głowę w tył przechyliwszy, dryndając założoną prawą nogą na lewą, zaczął konwersacyą po francuzku, mieszając czasem i słowa algielskie. Młody nasz hrabia, jak gdyby na przekorę odpowiadał po polsku, i koniecznie do mowy ojczystej chciał go przymusić, lecz próżno: zdaje się, iż Fadowicz ledwie kilkanaście słów języka polskiego zachował. Jak język, tak i wszystko, zdawało mu się w kraju naszym obcem, nieznajomem, niedobrem, utrzymywał, iż nei ammy ni literatury, ni nauk, ni rękodzieł, ni rzemiosł, i że gdy mu sie kryształowa angielska flaszka od herbaty stłukła, nigdzie w kraju podobnej zrobić nie mogli, c'est un pays pitoyable, temi słowy zakończył wyrzekania swoje. Edmund, grzecznie, w żywych atoli wyrazach, zbijał zdanie przeciwnika swego: nie przeczę, mówił on, iż w nowych wynalazkach, pięknych sztukach, a nawet i literaturze, dalecy jeszcze jesteśmy od tej doskonałości, którą szczycą Francya, Anglia, Włochy i Niemcy. Żeśmy w postępach oświaty i przemysłu krok w krok nie szli z temi narodami, niestety! długo panującej anarchii, niedbalstwu i zaspaniu ojców naszych przypisywać to należy. Szalone ze wszech stron wichry, wywracając wznoszącą się budowę pod gruzami jego przywaliły i mieszkańców samych. Skoro atoli Opatrznośc wspaniałomyślnemu wybawcy powierzyła ich losy, jak prędko, jak silnie wróciły się ich władze, zapaliła się o dobro publiczne gorliwość! Ileż zakładów, ileż powstało rękodzieł, juź wybornych płodów, dostarczających potrzebie kraju. I czegóż nie dostaje, zachęcenia i publicznego ducha. Te od nas samych zależą, źe jeszcze nie robią u nas ślicznie wyrzynanych kryształów, flakonów, nie mamyż juź dobrego szkła w Mińsku i innych fabrykach: w flaszkach przez nie robionych nie zachoważ się herbata równie dobrze, jak w kameryzowanych, dlatego tylko lepszych, źe się świecą i drożej kosztują. Nie mamyż licznych juź rękodzielni sukiennych, przednich i mierniejszych, nie mamyż licznie zaprowadzonych trzód owiec hiszpańskich, czemuż niemamy sobie dać słowa, nie chodzić samym, nie ubierać wojska, służących, jak w sukno krajowe Nigdy, nigdy przerwał Fadowicz, sukna wasze nie będą miały tego glanc, tego pucha, jak Sedan.... tu podniósł łokieć przeciw światłu, i pokazał lsknące się lustrem sukno fraku swojego. Zkądże weźmiecie fabrykantów, wszak nasi kopią pługiem w polu... Co tylko tyczy się fabryk, rzekł mój Lejba, to najwłaściwiej przedmiotem ludu mego, to jest żydów, stać by się powinno, Comment, zawołał Fadowicz z zadziwieniem, Monsieur est juif! je ne l'aurois jamais devine. Comment? Monsieur est juif, C'est il possibłe? comment peut on etre juif? Rien de plus facile, odparł Lejba, quand on est ne dans cette religion... Monsieur le juif a ete long temps a Paris?... nigdym z Polski nie wyjechał.... Cependant cette tournure, cette facilite Są skutkiem rzekł Edmund dobrego wychowania krajowego, i pilności młodzieńca tego. To się stało cudem, rzekł Fadowicz, J'espere aussi mieć dzieciów, ale ich będę chował w Paryżu. Tu rzuciwszy przypadkiem oczy na roztoczony w pokoju kobierzec, pan hrabia rzecze, tak bardzo chwali fabryków krajowego, a przecie kobierców angielskiego kupi. Mylisz się WPan, odpowiedział Edmund, jest to kobierzec z fabryki krajowej.... Znać rzecze Fadowicz, bo lekki i rzadki... załóż się WPan ze mną, przerwał Edmund, że i gęściejszy i ważniejszy, niż są angielskie. (*) Nie chcę się zakładać rzekł ów nie rozważny (') W istocie samej kobierce nasze warszawskie dychtowniejsze są i mocniejsze niż angielskie lub inne: przekona się o tem każdy, kto weźmie na wagę łokieć kobierca naszego i zagranicznego. Rząd dla utrzymania tej fabryki spuszcza za cenę, jaką kosztują, przecież wolimy obce. młodzieniec, ale ja nie rozumiem, jak można, swoje kobierce przekładać nad angielskie. Ta rozmowa zaczynała cokolwiek ustawać, Fadowicz wstał z krzesła, i jak gdyby grzebień jaki, puściwszy palce swe przez gęste, czarne swe kudły, przybliżył się do hrabianki i włożywszy ręce w kieszonki od spodni, zgarbiwszy się nieco, patrząc na lakierowane swe trzewiki, zaczął z nią rozmowę, niby to wesołą i dowcipną; hrabianka, na której wszystkie doskonałości Fadowicza niewielkie zdawały się czynić wrażenie, odpowiadała mu grzecznie, lecz dosyć zimno i obojętnie. W czasie tej rozmowy, Fadowicz po kilkakroć spojrzawszy na mnie, zapytał po cichu Edmunda: Qui est cette jeune personne? Jest to dziewica żydowska, odpowiedział Edmund, która u nas znalazła schronie. Elle est diabłement jolie: que vous etes heureux mon cher! Bynajmniej odparł Edmund, oto jej narzeczony, pokazując na Lejbe... Queąue, ca fait rzekł trzpiot ów... tant mieux, to mówiąc przybliżył się do mnie: Mademoiselle est Juive? nie rozumiem po francuzku rzekłam, i wziąwszy robotę moję, w inną udałam się stronę pokoju. C'est sauvage, c’est encore gauche, rzekł Fadowicz obracając się do Edmunda. Vous aprivoisserez cela rzekł, zanosząc się od śmiechu. Edmund z politowaniem podniósł ramiona.... nic na to nie zważając Fadowicz kręcił się po całym pokoju, usiadłszy nakoniec przy klawikorcie, to zapewne wiedeńskie piano, rzekł, wyborne: mylisz się WPan! odpowiedział Edmund, jest to instrument zrobiony w Warszawie przez pana Leszczyńskiego;... impossible... Czytaj WPan napis... Tu zaczął brząkać, i choć nie proszony zaśpiewał romans, petit chagrin. Skończywszy z najzupełniejszem wewnętrznem zadowolnieniem, postrzegł na klawikorcie dwie małe książeczki, były to tragedye, Barbara Felińskiego i Luidgarda Kropińskiego: porwał je trzpiot nasz, przebiegłszy oczyma, comment vous lisez cela? zawołał, i czemuż nie, odpowiedziała hrabianka, są to wyborne sztuki... pour moi je ne connois que Racine: widziałżeś WPan te sztuki w Warszawie zapytał Edmund... nigdy w życiu mojem nie byłem na polskim teatr, cieszę się, że rząd płaci 4000 dukatów na scenę cudzoziemską, i że jakikolwiek jest teatr francuzkiego: jakoż cała bonne compagnie tam tylko uczęszcza, a w teatrze polskim pies niema. Temci gorzej, rzekł z żywością Edmund, nie wydoskonali się nigdy scena nasza, póki dobrym tonem będzie przekładać obce płaskie krotofile nad własne płody, wstyd patrzyć na loże nasze puste, gdy francuzkie zajęte. Smutek mię ogarnął, gdym na najlepszej oryginalnej sztuce polskiej widział nie raz dwie tylko loże i kilka krzeseł zajętych: gdy jaka nowość przylatuje szarmantstwo dla tego, by powiedzieć, źe widziało, i zobaczywszy ulatuje na zawsze. Mnóstwo przekłada dekoracye, bengalskie ognie pływających w niebieskich obłokach aniołków, nad najpiękniejsze wzory; i tak będzie póki nazywająca się dobra kompania lepszego nie da przykładu.... Słyszałem przerwał Fadowicz, źe Bóg wie co się wyrabia na naszej scena, żem tam, mimo nakładów i prac przedsiębiercy, dzieje się jak niegdyś w Polscze. gdzie moźnowładcy więcej znaczyli niź sam król, że całe usiłowania na tern, by cudackim jakim na afiszu tytułem, łapać jak na wędkę łatwowierną publiczność, a zatem mniej łatwowierni idą do Francuzów. Idą, rzecze Edmund, jedni dla tego, źe w rzeczy samej, wstyd powiedzieć, lepiej umieją po fraucuzku, niź po polsku, drudzy idą dla tego źe pierwsi poszli, że widząc najmodniejsze kapelusze z piórami, wychylające się z lóż, widząc całe szarmanstwo, całą elegancyą naszę wpadającą w zachwycenia nad samobójstwem Zokrysa. Co za śmieszne stworzenie, kochana ma Rachel, jeśli nasze Talmudy, przesądy czynią nas tak nikczemnemi w oczach świata, ach jakże przesadzone wychowanie, czyni równie śmiesznemi, jak politowania godnemi podobne twory, jakim jest pan Fadowicz. Daruj długość listu tego, sama szczęśliwa, zapewniona od kochanego Lejby mego, że i wy wkrótce szczęśliwymi będziecie, puściłam pióro moje, i nie zatrzymałam go, aż zmordowane zatrzymało się samo. Pisał Lejba do ojca mego, przypisałam się i ja, zmiękcząż go tkliwe nasze wyrazy miłości i przywiązania? Z niecierpliwością oczekujemy odpowiedzi jego i wiadomości, jak u was obróciły się rzeczy. Bądź zdrowa kochana ma Rachel. LIST XXXII. ABRAHAM DO LEJBY. d. 27 Ab. Schyl głowę twoją przed majestatem Najwyższego, młody mój przyjacielu; święta dobroć Pana, nie tylko ciebie, i twoich wybawiła od ucisku, ale co więcej nierównie rozdarła zasłonę, tak długo nieszczęsny lud nasz izraelski trzymającą w ślepocie. Słuchaj, jak się to stało. Już więcej od niedziel trzech, w nędzy i utrapieniu, trzymała klątew Jankiela, licznych miasta tego mieszkańców: cierpieli wszyscy, bardziej atoli nad innych Moszko, ojciec twej Sary: znasz rozciągłość handlu jego, zastanowiony w licznych rozgałęzieniach swoich, codziennie nie porachowane przynosił mu straty. Na dopełnienie największej ze wszystkich, doniesiono mu, iź gdy dla klątwy, ni on sam, ni wspólnik jego, nie mogli być przytomnemi przemycaniu kilkaset koni, wszystkie te konie schwytanemi przez Celników zostały, i że sztrof za to podejście niezmierne summy wynosi. — Na wieść tak okropną jął sobie Moszko targać pejsaki, posypał głowę swoją popiołem, płakał i wrzeszczał okropnie. Rozpacz Herszka niemniej była żałosną. Gdy czas ulżył nieco pierwszą ich boleść i przerażenie, obydwa potajemnie przyśli do mnie prosząc o radę. Żałuję rzekłem im, że gdy w sprawach religijnych niechcieliście mię słuchać, dziś w przygodzie, tyczącej się osobistych zysków waszych, zdania mego szukacie. Mieliście mię za odszczepieńca, ja, który was zawsze za bliźnich, za braci mych miałem: jak bliźnim moim, i w tej ciężkiej chwili, jasno wam zdanie moje otworzę. Dopuściliście się zapewne ciężkiego przestępstwa, oszukując po tylekroć rząd najwyższy krajowy; zkądże to poszło, oto z przewrotnej nauki waszej, oto że wam czytano w Talmudzie w traktacie Megilla fol. 13, że żydom wolno jest chrześcian oszukiwać: potraciliście okropnie na handlu waszym; wymorzyliście się głodem, skłóciliście się w własnych rodzinach, przez cóż? przez rzuconą klątwę zagorzałego Jankiela? za co, czy za przestępstwo zakonu? nie, o to, że uczciwa dziewica, nie miłemu ręki swej dać niechciała: któż Jankielowi dał to prawo? czy przykazanie boże, czy zakon Mojżesza; nie, nadały mu je wasza niepojęta łatwowierność, wasza ślepota. W jaką przez nie pogrążyliście się przepaść, sami widzicie, by z niej się wydobyć, cóż wam czynić zostaje? oto słuchać czystego słowa bożego, wyrzec się na wieki Talmudu, jako zrzódła wszystkich nieszczęść naszych, zawrzeć uszy na te wszystkie bezrozumne bałamuctwa, któremi was niegodni imienia starszych mamią i oszukują. Wierzyć, źe każdy człowiek bez różnicy jest bliźnim waszym, źe, gdy Talmud naucza, aby go nienawidzić, Bóg świętym swym palcem napisał na tablicy, aby go kochać, i miłować: któremuź z tych dwóch wierzyć będziecie? Herszt du, Herszt du! mówili do siebie Moszko i Herszko, obracając się potem do mnie, rzekli, to coś nam powiedział Abrahamie, zdaje się nam rozsądnem, przecież wyrzec się tak raptownie Talmudu, który nam zalecano przez lat tyle, jako wyższy nad pismo same, niejednej chwili jest sprawą: pozwól więc, że się namyślimy, teraz zaś powiedz nam, czyli bez wykroczenia przeciw zakonowi będący w klątwie, handel nasz możemy prowadzić, widzisz, ileśmy stracili; straty te powiększają się codzień, oto są furmani przydali, (kilku żydów przywołując do siebie), którzy rozwożeniem tylko towarów żywili siebie, żony i dzieci, dziś mrzący od głodu, cóż oni, cóż my czynić będziemy? Nie uważać, rzekłem, na klątwę nieprawą, pracować, prowadzić dalej uczciwy zarobek, lecz strzedz się podejść i oszukaństwa. Ucieszeni tym wyrokiem, wyszli z domu mego, i nieupłynęło trzech godzin, jak kilkanaście bryk z wielkim trzaskiem biczów w rozmaite strony ruszać zaczęło. Miło mi było widzieć, iż lud bynajmniej nie oburzał się na to, lecz zagorzały nasz rabin, ślepy Jankiela zwolennik, wyleciał z kilku starszemi bractwa, wrzeszcząc na furmanów, przypominając im klątwę, i chcąc ich cofnąć nazad. Na próżno atoli; puścili się w zamierzone drogi. Nie posiadając się w gniewie swym rabin, dniem i nocą wysłał do Jankiela, uwiadomiając go o tej wzgardzie rozkazów jego. W przeciągu dni kilku zaczęto się oswajać z pogardą tej klątwy, rozmowy moje z wielu przyczyniły się do tego: odżył w mieście naszem przemysł, zaczęto pracować, i z wyklętemi nawet przestawać; chwilowe to wypogodzenie poprzednikiem było ostatniej burzy okropnej. Dnia piątego przylatuje Jankiel, zwołuje wiernych do bóżnicy: pokazanie się jego wzbudziło jakąś trwogę i pomięszanie, skutki długiego posłuszeństwa nałogu. Moszko i Herszek pytali, czy mają iść. z drugiemi: pójdziecie ze mną, rzekłem, czas jest, lub życie położyć, lub nieszczęsnemu ludowi naszemu raz na zawsze oczy otworzyć. To mówiąc wziąłem rzemienie moje i rantuch, z Herszkiem, Moszkiem i Chaimem udałem się do szkoły. Już ją był lud napełnił, już Jankiel, stojąc pod świecznikiem na wysokości, pienił się i piorunował przeciw bezbożnym: postrzegłszy nas wchodzących, bardziej jeszcze zatrząsł się ze złości: precz od progów Izraela, zawołał, przeklęci i odszczepieni Jak gdybym słów tych niesłyszał, postępuję dalej, towarzysze za mną. — Niewidzicież, krzyknął znów Jankiel, co się dzieje, nie słyszycież głosu mojego? Kto prawy Hebrajczyk, kto posłuszny jeszcze najstarszemu z Chassidimów, niech mężnie prawicę swoję podniesie, i z domu bożego wytrąci przeklętych, Tu Szmul, Josiel, Dawid, syn Szmula, Icyk Beniamin i Rubin posunęli się ku nam z podniesionemu pięściami. Jakżeż, ozwał się Herszek, ojciec Jankiela, czylić i ojca twojego zabijać każesz? I tatele, i mamele, i braci, i siostry, aż do ostatniego szczenięcia, zaślepieniec zawołał: na ten glos szaleńca, najwierniejsi mu, z przestrachem opuścili ręce. Podziw, zgroza, obsłupienie ogarnęły lud cały. Jankiel sam blady, i odrętwiały zapomniał mowy w swych uściech, pienił się, ziewał, strasznie mrugał oczyma nakoniec zemdlony z głową zwieszoną bardziej padł na ławę niż usiadł W ten czas ja korzystając z powszechnej zgrozy, którą lud cały przejętym był na wściekłe rozkazy Jankiela, w te słowa odezwałem się: Ludu Izraela, wy wszyscy, co mię słuchacie; Jeżeli któren z was najsędziwszych, najstarszych latami, odezwać się może, że kiedykolwiek Abraham powiedział wam nieprawdę za prawdę, jeżeli którykolwiek z was powiedzieć mi może, skrzywdziłeś mię, jeżeli który z was zarzuci mi wykroczenie jakie przeciw zakonowi Mojżesza, cnocie i miłości bliźniego, niech wystąpi, niech się odezwie, a ja umilknę i słuchać go będę... Tu zatrzymałem się, a gdy się długo nikt nie odzywał,.. Milczycie, dozwólcie więc rzekłem, że ja mówić będę. W tem odrętwieniu Jankiela widzicie potężną prawicę Jehowy: zlitował się on nad ludem swoim, i nie chciał, by był dłużej szalonych zagorzelców igrzyskiem. Do czegóż nas przywiodły błędne ich nauki, nieludzkie zabobony, dzikie Talmudzistów i kabalistów tłómaczenia, baśnie? Spojrzyjcie na siebie, spojrzyjcie na braci waszych rozproszonych po ziemi okręgu. I czymże jesteśmy wszyscy? oto wygnańcami, wzgardzonemi tułaczami. Będziemże się temu dziwić, możemyż mieć ojczyznę, gdy ziemię, co nam od wieków daje przytułek, obcą zowiemy, możemyż mieć przychylnych, gdy każdego, co nie jest Hebrajczykiem, nie mamy za człeka, gdy go uczeni nasi nakazują nienawidzić, i jak splugawionym brzydzić się, któryż kraj uzna za obywateli tych, którzy nie uznają praw krajowych, wyłamują się z pod jego sądów: strój, język, obyczaje mają odmienne. I czemuż tak jest; bo starsi nasi tak nas nauczają, bo w zabobonach, i nieoświeceniu naszem znajdując swoje korzyści, odpychają od nas naukę i światło prawdziwe. Jakże długo poznawać tego nie będziem. Ach jakaż różnica świętości i potęgi Izraela, za czasów Dawida i Salomona, za czasów, gdzie czczono Boga Syonu, gdzie nie znano Talmudu, i nieznano praw innych, jak te, co były złożone w skrzyni przymierza: jakaż mówię różnica między powagą i blaskiem dni tamtych, a dzisiejszem upodleniem naszem. Jeśli więc temu zaprzeczyć nie możem, znajdzież się Izraelita, któryby się nie wyrzekł tych wszystkich gubiących nas talmudycznych bałamuctw, a niepowrócił do tych praw, pod któremi długo był kwitnącym i szczęśliwym? Słuchajcie mię Izraelici! Ośmdziesiąty ósmy rok kończę życia mojego, nie w chwili zapewne, gdzie zstępuję do grobu, i wkrótce z ojcy mojemi połączonym się ujrzę, nie w tej to zapewne chwili, odważyłbym się was do złego prowadzić, ach gdyby tak było, pioruny straszliwego Boga skruszyłyby mię na miejscu. Lecz gdy widzę, że ten Bóg Abrahama, Izaaka i Jakóba, zmiękczył serca wasze, otworzył uszy wasze ku prawdzie, uwierzcie, że słowa i rady moje pochodzą z jego świętego natchnienia. Tak jest, jego to duchem zagrzany wołam do was. Tu wziąwszy tablicę w rękę, i podnosząc ją do góry przysiężmy, rzekłem, na ten prawdziwy zakon Najwyższego, iż on będzie jedynem prawem naszem. Z niewymownym zapałem odezwała się rzesza cała: przysięgamy... Jehowie najwyższemu, niech będą dzięki, zawołałem, lecz nie dość na tem, przysiągłszy, że jedynie słuchać będziemy zakonu, który nam Bóg podał przez ręce Mojżesza, wyrzeknijmy się tych wszystkich baśni i tłómaczeń, które nam zagorzała obłędność ludzka narzuciła. Niech giną! zawołał lud: tu przybliżywszy ogień z gorejącego kagańca do leżących stosów Talmudu, Myszny, Gamury, do kabalistów, komentarzów, zapaliłem je, wśród kłębów czarnego dymu spłonęły stosy bezbożne a lud radosne okrzyki podniósł do nieba. Nie ja to, młody mój przyjacielu, nie ja proch nędzny, ale potężne ramię Najwyższego tę tak wielką sprawiło odmianę. Bodajby przykład tego, co się u nas stało, naśladowanym był wszędzie: bodajby wszyscy światli Izraelici połączyli wspólnie siły swoje, i ohydne nieludzkie zabobony, nauki starszych naszych pokruszyli na wieki. Nie uwierzysz jaka tu radość, korzystam z tego daru światłości, która zstąpiła na lud nasz, korzystam z powolności umysłów, bym od tylu lat przygotowane już odmiany zaprowadził w zgromadzeniu naszem. Ważniejszemi odrodzonych Izraelitów prawidłami będą następujące: Biblia ze wszystkiemi księgami swemi jedynie za prawo boskie uważaną będzie. Talmud, Myszna, Gamura, wszystkie komentaryusze, wszystkie księgi kabalistyczne, jako obrażające samego Boga i ludzkość, wszędzie zniszczone i spalone będą. Dzieci Izraelitów uczyć się będą pisma S. i obrządków religii, od wybranych po temu światłych nauczycieli, wszystkie inne nauki koniecznie w szkołach publicznych rządowych odbierać będą. Żaden starozakonny przed rokiem 24 dziewczyna przed rokiem 18 brać się z sobą nie mogą; śluby zawierane będą w przytomności urzędników krajowych. Obrządki nasze religijne, ile można, do trybu oznaczonego w księgach Mojżesza, powróconemi będą. Zamiast dawania składek do kachałów i bractw starszych, wszyscy starozakonni Polscy uczynią powszechną składkę na wybudowanie na wskazanem do tego od rządu miejscu, choć w małem podobieństwie, kościół Salomona; umieszczonemi w nim będą skrzynia przymierza, opony, trójnogi do kadzidła, świeczniki etc. etc. 6 Przez wyznaczonych i examinowanych przez rząd krajowy rabinów, wybrany będzie wielki kapłan, approbowany przez rząd: wybrani będą lewitowie do odprawowania służby bożej z przyzwoitym porządkiem i okazałością. Gdy odtąd wszystkie sprawy cywilne między żydami do sądów krajowych należeć mają, rabini pod utratą urzędów i pięć lat więzienia, od sądzenia wszelkich spraw odsunięci, samem tylko pełnieniem religijnych obrządków i obowiązków zatrudniać się mają: wszystkie kachały i bractwa starszych znoszą się na zawsze, język polski będzie językiem wyznania starozakonnego. We wszystkich miejscach, gdzie się znajdzie dostateczna liczba starozakonnych, uprzywiljowani rabini nabożeństwo po synagogach odprawiać będą w języku polskim. Każdy belfer, bakalarz, nauczyciel lub inny żyd, któryby się odważał nauczać Talmudu, Myszny, Gamury, etc. etc., na 10 lat ciężkiego więzienia, i tysiąc talarów strofa skazanym będzie. Wszystkie drukarnie, w którychby się odważano drukować Talmudy, księgi komentarzów, kabały etc. etc. zamknięte i strofowi 10,000 talarów podpadać będą: tejże karze podpadnie każdy księgarz podobne księgi sprowadzający z zagranicy, lub zbierający na nie prenumeratę. Te są przedniejsze ustawy, które zamyślam współrodakom moim podać do przyjęcia, ustawy zgadzające się z świętością zakonu wielkiego prawodawcy naszego z życzeniem rządu krajowego, z obecnem nakoniec położeniem naszem. Gdybyśmy byli niepodległym narodem, gdybyśmy się widzieli panami Palestyny, prawa te zupełniejszemi byłyby. Dzisiaj oddalić od nas toczący wnętrzności nasze jad talmudowy, uczynić dobre, które można, już to jest wiele uczynić. Ufam, iż jak dobrze życzący współbraciom twoim Izraelita, wiadomości te odbierzesz, z radością. Doniosłem ci je najprzód, bo wiem, że u ciebie to wszystko, co się tyczy dobra zakonu twego, droźszem jest nad własne twe dobro. Lecz, żeby cię i w tem niezostawić w niewiadomości, oznajmuję ci, że sławny ów luminarz Jankiel, rywal twój, tak był zaszłą niespodzianą w zgromadzeniu naszem odmianą przejęty i przelękniony, iż przez kilka godzin do zmysłów przyjść nie mógł, gdy nawet minął paroxyzm, zdawało się, iż z reszty rozsądku ogołoconym został. Ulitowawszy się nad nim ojciec jego Herszko, w okrytej budzie odesłał go do domu. Ucieszycie się zapewne, i ty, i Sara twoja, gdy wam doniosę, że list Lejby, a może i dzisiejsze trudności, w których się Moszko znajduje, zmniejszyły wstręt, który czuł tak długo do połączenia was razem. Uleczenie z zabobonów, w których go Jankiel trzymał, nie mało także pomogło, ale lepiej poznasz to z listu Moszka, który tutaj przyłączam Ciesz się kochany przyjacielu, po długich czarnych flagach zajaśniał dzień pogodny nad Izraelem, i nad tobą. Tak jestem znużony, iż dziwuje się, jakem mógł napisać ten list tak długi. Bądź zdrów. Abraham. Rachel moja pozdrawia was serdecznie. LIST XXXIII. MOSZKO DO LEJBY. d. 26 Ab. Wraz po odebraniu listu twego, poczyniły się tu wielkie odmiany. Dziś dopiero poznałem, źe Abraham jest mężem, z którym Pan przemieszkuje, gdy na głos jego, jak gdyby niemocą tknięty, zamilkł ów Jankiel, Jankiel, któregom ja sam za świętego policzał. Z wychodzącemi z ust Abrahama słowami, zdawało się, iż zasłona jakaś spadała z oczu moich, i żem pierwszy raz w życiu mojem poznał, co jest światło prawdziwe. Tenże sam skutek, a raczej toż samo Najwyższego działanie, okazało się nad całem zgromadzeniem naszem. Jedyny podżegacz zawziętości naszych, ów szalony Jankiel, już się oddalił, lecz na nieszczęście moje zbyt późno. Rzucona przez niego klątwa okropnych strat stała się dla mnie przyczyną. Tak srogiem zagrożony jestem nieszczęściem, iż lubo wszelka niechęć ku tobie wygasła już w sercu mojem, myśl wyprawiania wesela, w dzień może upadku mego, jest mi niewdzięczną. Wiesz, że kilkaset koni przeprowadzonych w nieprzytomności mojej za granicę schwytanemi zostały, że kary i sztrofy za to, jeśli nie odwrócone, przyprowadziłyby mię do ostatniego upadku. Na samo wspomnienie, ile to pieniędzy trzeba będzie wysypać, drżę cały. Ay wey, ay wey, wystaw sobie najprzód choćby sto koni, każdy po 40 rubli najmniej, to jest 4000 rubli: zysku na każdym po 20 rubli, to jest 800 rubli: razem 4800 rubli sztrofu, latania po śledztwach smarowania, może więcej drugie tyle: ay wey, jak wiele pieniędzy! głowa moja cała w ogniach, pot śmiertelny występuje na czoło, oszaleję, albo umrę, jeśli ty nieprzyjdziesz mi na pomoc. Dowiedziałem się, że majątek twój jest większym, niźli się spodziewałem: znam, mój Lejbo, jak ścisłe są związki twoje z jednym z najpierwszych panów tutejszych, użyj kredytu twego, by za wdaniem się tej znakomitej osoby wstrzymać exekucyą, nim się znajdą sposoby do usprawiedliwienia. Przeklęty Jankiel, gdyby nie jego klątwa, byłbym sam na granicy między celnikami i nieszczęście to nigdyby się nie było zdarzyło. Przywalony niem ledwie źyję: ay wey, co będzie ze mną. W tobie jednym nadzieja, pamiętaj, źe od tego ręka Sióry zawisła. Jeśli mię wyrwiecie z tej biedy, całem sercem błogosławić wam będę. Całuję Siórę moję. LIST XXXIV. RACHEL DO SIÓRY. d. 15 Elot. Co to jest za szczęście mieć możnych przyjaciół, mieć gorliwego, czynnego kochanka, wszystkiego tego powinszować ci muszę, kochana Sióro moja. Właśnie, gdy Moszko ojciec twój, i Herszek, już zwątpili o sobie, i w największej byli rozpaczy, spada jak z nieba Lejba twój, 60 mil kraju objechał on w tygodniu, opatrzony listami Tenczyńskiego nie żałował ni pieniędzy, ni zabiegów, ni starań, by odwrócić wiszące nad dwoma spekulantami nieszczęścia; zapewnia, że bez uchybienia prawu rzecz całą w krotce do pomyślnego doprowadzi skutku. Na wieść tę, trudno ci opisać, jakie były uniesienia Moszka i Herszka, rzucili się obydwa na łono Lejby twego, i tak go ściskali z radości, iż rozumiałam, że go uduszą. Bierz Siórę moję, wołał twój ojciec, daję ci ją na zawsze, błogosławię wam, żyjcie szczęśliwie. Rozczulona matka twoja wylewała łzy rzewne, Lejba całując rękę Moszki, ojcze! mówił mu, długo odrzucany nie szemrałem na ciebie, ubolewałem raczej nad błędami, w których cię szaleni gorliwcy trzymali. Nie znałeś mię ojcze, nieprzyjaciel zabobonów, i przywłaszczonej na szkodę ludu starszych naszych władzy, prawym byłem czcicielem zakonu Mojżeszowego, żarliwym obrońcą uciskanych przez kachały braci moich. Doznałeś, sam ojcze, okropnych skutków samowolności i wściekłego jej zapału. Doznałeś jak nieludzkie, gorszące Talmudu prawidła, nauczając nas, że kto nie żyd, nie jest człowiekiem, że go oszukiwać wolno, jak mówię prawidła takie o włos jeden nieprzyprawiły cię o zgubę. Chciej więc dziś, gdy nieba otworzyły ci oczy, niewzruszone wziąć przedsięwzięcie, niedopuszczać się nigdy żadnego podstępu, żadnego oszukaństwa. Ach wierz mi ojcze, najlepszą, najpewniejszą ze wszystkich dróg, jest droga uczciwości i prawdy. Przyrzekł to Moszko, i najściślejsza ufność i przyjaźń panuje dziś między temi, którzy tak niesłusznie prześladowali siebie. Jest ci czego powinszować, kochana Sióro moja: Lejba twój jest ładny, ale bardzo ładny: co to za oczy, jaka kibić, jaka szykowność, jaki w nim rozum, i słodycz. Szczęście, że kocham Szmula mego, bo kto wie, czybym się w Lejbie twoim nie zakochała. Odwiedza on często ojca mego, który go niezmiernie polubił, niewypowiedzianie szczęśliwi obydwa, z zaszłych tu odmian, już widzą powszechne starozakonnych polskich odrodzenie. Dałby Bóg, żeby się nadzieje ich spełniły. Przeszłaś więc już metę cierpień, kochana przyjaciółko moja, ile się z tego cieszę, ileż ci winszuję: porzucisz w krótce pyszne gmachy, wspaniałe ogrody, wyborne towarzystwo, ale znam ja Siórę moję, wiem, iż szczupły chędogi domek z tym, którego kochasz od dzieciństwa, nad wszystkie przepychy milszym ci będzie. Lejba spieszy się do ciebie, list ten zabiera, nie zatrzymujemy go; im kto bliższy zrzódła, tem większe czuje pragnienie. Jaka szkoda, iż pan Tenczyński uparł się koniecznie, by wesele w miasteczku jego odprawiło się. Rodzice twoi jutro wyjeżdżają, ojciec mój, zbyt jest nowemi układami zatrudniony, zbyt osłabiony wiekiem, by zjechać mógł do was, . ja go odstąpić nie mogę. Przesyła ci jednak błogosławieństwo swoje, a ja łączę do nich najczulsze serca mojego śluby. P. S. Ojciec mój pragnie, by wesele moje odprawiło się w tenże sam dzień, co i twoje. Pod szczęśliwszem godłem, związki te spoić się nie mogły. Prawda, że Szmul mój nie jest Lejbą, lecz wyborny, poczciwy człowiek, pewna jestem, iż będę z nim szczęśliwą. Bądź zdrowa przyjaciółko moja. Mieliśmy wiadomość o Jankielu, czy uwierzysz, zupełnie zwaryował. Ustawicznie coś smaży w tygielku. LIST XXXV. SIÓRA DO RACHELI. d. 26 Elot. Ta, co była powiernicą wszystkich trosków i cierpień moich, niech pierwsza odbiera wiadomość o szczęściu mojem. Mogęź ci wyrazić, co serce me czuło, gdy luba matka moja przytuliła mię do łona swego, gdy na twarzy długo zagniewanego ojca ujrzałam pierwszy raz uśmiech uprzejmości, i łzę wyciśniętą przez tkliwość. Uczucia te przyjaciółko moja opłaciły wieki frasónków. Ciebie tylko niedostawało kochana ma Rachel, lecz myślę, źe ty szczęśliwą jesteś i przestaję narzekać. Przyzwyczajeni do zawodów, niechcieliśmy odwlekać ślubowin naszych. Tak jest, dnia wczorajszego oddałam rękę moję dobremu i cnotliwemu Lejbie. Potoki szczęśliwości zalewają serce moje, zwolni się zapewne ich siła, lecz upodobanie się nawzajem, szacónek, nieograniczona we wszystkich życia kolejach wspólność i ufność, nie zmniejszą się nigdy, trwać będą na wieki. Młody hrabia prowadził mię do ślubu, nauczony rabin od oblubieńca mego opuścił śmieszne u nas obrządku tego zwyczaje. Uroczyste słowa Boga potwierdziły serc zakochanych przysięgi. Po skończonym obrządku Lejba szepnął mi do ucha, bym medal mój złoty Stefana Batorego młodemu hrabi ofiarowała. Przyjął go Edmund z wdzięcznością, i zaprosił nas do zamku na wieczerzą. Ojciec mój ubrany był w gradytorowym czarnym żupanie i płaszczu, z dużemi srebrnemi haftkami: matka w axamitnej ponsowej żałuszcze, tysiące pereł zdobiły skrzydła od czapki jej, kolczyki z dużych rauttów, podobnyż kanak spuszczał się na piersi. Łatwo wnosić możesz, jak oboje wszedłszy w pyszne progi zamku tutejszego, uderzeni przepychem mebli, i bogatych sprzętów, pomięszali się strasznie. Nic bardziej nie maluje serca dobrego, jak ta prędka litość na widok osoby czującej upośledzenie swoje. Dał tego dowód Edmund, gdy postrzegłszy zakłopocenie rodziców moich, podwoił dla nich naturalną swą grzeczność i dobroć: przez wzgląd na wkorzenione tylą latami przesądy, niechciał młody hrabia być uczestnikiem uczty naszej weselnej. Najlepsze tutejsze kucharki izraelskie przyzwane były do ugotowania wieczerzy, podług naszych zwyczajów. Edmund chodził w około stołu, uważając, by nam niezbywało na niczem. Przy końcu uczty nalał kielich koszernego wina, i za zdrowie nowożeńców wychylił. Lejba mój spełnił podobnyż za zdrowie hrabi, i całego rodu jego, łącząc czułe wyrazy wdzięczności i najgorętsze życzenia, o nieprzerwane pomyślności tak dobrych państwa. Przez cały ciąg uczty przestrzegał hrabia, by nikt nie tylko z służących, ale i domowych nawet, nie pozwalał sobie żadnych uszczypliwych Dostrzeżeń, żadnego niewczesnego żartu, a gdy wśród wieczerzy, wpadła panna Dufard na salę, i postrzegłszy ojca mego krzyknęła: Ah! quel vilain Mara bout, Edmund żywo ją zgromił; i wziąwszy za rękę wyprowadził z pokoju. Tak delikatnem było we w\szystkiem tego szanownego młodzieńca postępowanie. Nie mogę ci zataić, iż z żalem porzucam dom, w którym tyle odebrałam dowodów dobroci. Amelia zdaje się mię żałować, wiele ona korzystała odemnie w polskim języku: wymowa jej nie równie jest lepszą, zaczęła nabierać smaku wr polskich pisarzach, i wszystko to winną jest żydówce. Poniosę do grobu przywiązanie do niej, i wdzięczność dla domu całego. Jutro wszyscy puszczamy się w drogę; dwa dni zabawię z tobą, potem rodzice moi odprowadzają mię do Iłży, gdzie mąż mój już najął dom, poczynił przygotowania, i wkrótce fabrykę fajansu rozpocznie. Jak miło mi będzie uścikać cię. Bodajby Bóg Abrahama, Izaaka i Jakóba błogosławił, i nam wszystkim, i Izraelowi całemu. DOKOŃCZENIE. Jeżeli w ciągu opowiadania tego, starozakonni bohatyrowie i bohaterki nasze, znalazły jakąkolwiek łaskę w oczach czytelnika, zapragnie on zapewne wiedzieć, jakie były w dalszem życiu powodzenia ich wszystkich. W krótkich słowach zadosyć uczynimy ciekawości ich. A najprzód; nowożeńcy nasi, piękny Lejba i nieporównana w wdziękach swych Sióra, jeśli można coraz bardziej zakochani w sobie, żyją szczęśliwi. Fabryka ich farfur doskonali się codziennie, a lubo Anglicy, (tak jak robią z fabryką kobierców naszych) dając farfury swoje za bezcen, usiłują zniszczyć zakłady jego, przecież wytrwały w przedsięwzięciu swojem Lejba, dotrzymuje im kroku: zaczął on od prostych mis i talerzy, sprowadziwszy potem co najpiękniejsze wzory, co raz doskonalsze wyrabia, zaczął nawet nakształt naczyń Etrusków wyrabiać podobne, częścią z dawnemi rysunkami, częścią malując na nich wyjęte z dziejów naszych przygody. Do całej tej roboty nie używa jak starozakonnej młodzieży, nauczając ich nie tylko rzemiosła swego, ale wpajając w ich serca, czyste religii i moralności prawidła. Bóg dał im troje dzieci, dwóch synków i córkę. Synowie nazwani po dziadzie ojcu, Moszko i Lejba, córka Betsabe, prześliczne i dowcipne dziecko, prawdziwa rodziców pociecha. Odwiedzając i odwiedzanemi będąc od pierwszych w okolicy obywateli, dowodzą, że cnota, światło, obyczaje, dobre mienie nabyte uczciwemi sposobami, zagładzają tę nierówność, którą niedostatek tylko tych zalet w społeczeństwo ludzkie wprowadza: dowodzą, źe nie chrześcianie, ale żydzi przez wstręt swój, ciemnotę, szalbierstwa, odłączają się od mieszkańców ziemi, w której przebywają od wieków. Oboje bywają często u Tomickiego i siostry jego, która niedawno poszła za Mikołaja Firleja. Fadowicz, sprzykrzywszy sobie nudy polskie, odrzucany od rozsądnych panien polskich, trzpiotując i walcując aż do starości, udał się nakoniec do Paryża, i tam nie na łonie krewnych i przyjaciół, ale po kafenhanzach i teatrach wlekąc ostatki nie pożytecznego życia, umarł nieżałowany i zapomniany. Tenczyński pojął Elizę z Mielsztyna, ma z niej dwóch synów i córkę. Przykładem jest w kraju obywatelstwa, w domu moralności, ludzkości i rządu. Chaim z liczną familią swoją osiadł przy Lejbie, rozwozi farfury jego po miastach i jarmarkach krajowych, i wybornie mu się powodzi. Moszko zaspokoiwszy kary z przemycania swojego, wyrzekł się wszystkich nieprawnych spekulacyj i zysków, prowadzi handel wywozowy płodów krajowych. Przyjeżdża on często na święta do dzieci, i na kolanach swoich piastuje wnuczęta. Lubo uleczony z dawnych przesądów, poznał niedorzeczności Talmudu, czasami jednak odzywają się w nim zastarzałe nałogi. Raz, gdy na święta kuczek, przyjechał do dzieci, a przespawszy się po obiedzie, ujrzał się sam jeden w brzozowym szałasu, niepowściągnięta napadła go chętka zajrzyć do Talmudu. Dobył go więc z podróżnego worka, i tak się głęboko zaczytał, iż nie postrzegł, gdy Lejba wszedł do szałasu. Cóż to czytasz ojcze? zapytał: zaczerwieniał się Moszko, i z pomieszaniem wyznał, źe Talmud. — Jakże możesz, zawołał Lejba, bawić się czytaniem tak dzikich niedorzeczności? — Czytałem odpowiedział Moszko, nie dla tego, bym baśniom tym wierzył, lecz, źe mię nie raz bawią, tak, źe się śmieję do rozpuku, że jednak. dzieło podobne zawiera w sobie wiele zgorszenia, lepiej je spalić: to mówiąc, niezmierny ów foliał wrzucił w ogień. Dawid, syn Moszka, a brat Sióry, który się był w jedenastym roku z dziewięcioletnią córką Herszka ożenił, nie daje w pożyciu swojem, ni zgorszenia, ni przykładu: nie doznawszy na szynkach wielkiego powodzenia, za pomocą ojca i Lejby założył garbarnie, i dobrze mu się powodzi, miał wiele dzieci, lecz te słabe, spłodzone przez rodziców dziecinnych, pomarły wszystkie. Poczciwa i rozsądna Rachel dała rękę swą Szmulowi, Abraham ojciec jej, całą swą fabrykę płócienną oddał zięciowi, powiększył on ją znacznie; płótna, obrusy, serwety szmulowskie, wszędzie sławne, wszędzie wielki pokup znajdują. Szacunek, długie pożycie, zastąpiły miłość w sercu Racheli, czyniąc męża szczęśliwym, sama jest szczęśliwą; ma synka Arona, czarne pejsaczki kręcą mu się naturalnie, śliczny bachurek, i na wiek swój dziwnie rozsądny: życzeniem jest rodziców, by doszedłszy lat 24 pojął Betsabę córkę Sióry. Obydwie przyjaciółki odwiedzają się często, trzymają razem dzienniki polskie, i trudnią się ciągle literaturą krajową z równą korzyścią i smakiem. Dwie te słuszne niewiasty, dały nieznany płci starozakonnej przykład, jakiej przyjemności dodają życiu ludzkiemu oświecenie, przyjaźń, i miłość nauki. Jankiel zupełnie oszalał: godny prawdziwie politowania; fanatyzm jego nie był oszukaństwem, wierzył on szczerze we wszystkie szaleństwa zagorzałych sekty swojej pisarzów. Smutna ta ofiara dowodzi, jak w rozognionej imaginacyi napojone z dzieciństwa błędy, fatalnemi na przyszłość stają się. Herszko, ojciec jego, pod straż przyjaciół oddawszy syna, w czynnym handlu szukał zapomnienia frasunków. Uleczony z szkodliwych przesądów swoich, uznawał chrześcian za bliźnich, czytał biblią, wyrzekł się Talmudu, był poczciwym i przykładnym Izraelitą. Abraham dopełniwszy dziewiędziesiątego pierwszego roku dni swoich, usnął, i przyłączony został do ojców swoich. Słodkiej pociechy doznał przed zgonem swoim mąż ten cnotliwy, gdy ujrzał, źe poczynione w mieście jego rodzinnem zbawienne ustawy i odmiany, po całej rozszerzały się Polscze, że mnóstwo młodych światłych Izraelitów, czekających tylko, by się znalazł mąż śmiały, dający przykład, chciwie popierało zbawienne Abrahama zawody: kosztem szanownego starca tego, kosztem współwierzących z nim, stanął nie wielki kościół na wzór Salomona: zamiast strasznego wycia, kiwania się, i rzucania szkolników, wprowadzone w nim poważne godne Boga obrządki. Zniesiono z radością ludu całego kachały i bractwa starszych: poddano się pod prawo cywilne krajowe: rabini przestrzegają obrządków religii: spalono Talmudy i kabały: bachury, na nauce swej nie targane za pejsaki, chodzą do szkół publicznych, i zamiast gorszących baśni i przesądów, uczą się tych nauk, które oświecają umysły, kształcą serca, i pożytki w dalszem życiu gotują: z tkliwością, szanowaną jest pamięć Abrahama, jako tego, który zniósł uciski i zabobony ludu swego, i pierwszy założył kamień węgielny oświecenia i szczęścia starozakonnych polskich. KONIEC. OPISANIE KOŚCIOŁA SALOMONA, PRZED ZBURZENIEM GO PRZEZ CEZARA, TYTA WESPAZYANA, (wyjęte z dziejów Flawiusza Józefa Żydowina.) Gdy nie masz juź kościoła naszego, niech przynajmniej zostanie w potomności pamięć, jakim on był. Stał kościół ten na stromej górze, tak, źe na szczycie jej ledwie było dość miejsca na pomieszczenie świątnicy, i obwodu od przodu. Król Salomon pociągnął mur od wschodu, i napełniwszy przestrzeń tę ziemią, wystawił na niej jeden z krużganków. Wtenczas, ta tylko strona była utwierdzona murem, lecz w dalszych czasach, zasypując co raz ziemią parowy około świątyni, wierzch góry co raz obszerniejszym się stawał. Później rozwalono mur od północy, i nowym obwodem zamknięto miejsce, równie szerokie, jak już będący cały obwód kościoła. Nakoniec nad wszystkie nadzieje, tak posunięto pracę tę, iż cała góra potrójnym murem otoczona została: lecz upłynęły wieki, nim doprowadzono do doskonałości dzieło tak niezmierne; wysypano na nie te święte skarby, które pobożność ludów składała w ofierze Bogu wszystkich stron świata. By sądzić o wielkości przedsięwzięcia tego, dosyć jest powiedzieć, iż nie licząc obwodu górnego, podniesiono na około ziemię na trzysta i więcej kubitów: (‘) nie widać było kosztu tego na wejrzenie, zasypane bowiem doły, znalazły się w równi, z wierzchem ciasnych uliczek miasta: kamienie używane do podmurowań miały 40 łokci długości. Tym sposobem, to, co się niepodobnem zdawało, wykonanem zostało przez niesłychaną gorliwość i wytrwałość ludu hojnie poświęcającego na to bogactwa i prace swoje. Jeżeli posady te, były tak cudowne, to, co dźwigały na sobie, nie było mniej podziwienia godnem. Wystawiono na wymurowanej przestrzeni podwójną galeryą wspartą na kolumnach z marmuru białego, mających wysokości 25 łokci, kapitele ich z cedrowego drzewa tak były piękne, tak szczelnie spojone, tak gładkie, iż niepotrzebowały rzeźby (') Kubit zawiera półtory stopy paryzkiej, a za tem blizko łokcia naszego. by oczy zachwycać. Szerokość galeryi tych miała trzydzieści łokci, tyleż wysokości, długości sześć stadiów, (') kończyły się przy wieży Autonia. Otwarty dziedziniec brukowany był kamieniami różnego rodzaju: droga wiodąca do drugiego kościoła, miała po prawej i po lewej ręce kamienne balustrady, trzy łokcie wysokie, gładkiej bardzo roboty, na kolumnach w równych odległościach widziano wyryte grcckiemi i rzymskiemi literami nauki, wstrzemięźliwości i czystości, aby cudzoziemcy poznawali przez to, iż nie należało im się cisnąć do miejsca tak świętego, gdyż drugi, ten kościół nosił imię świętego; z pierwszego wstępowano doń po czternastu stopniach. Kształt onego był czworograniasty, zamykał go mur na 40 łokci wysoki, całe zewnątrza onego okryte były stopniami, wewnętrzna muru wysokość nie miała jak 25 łokci. Wszedłszy po tych czernastu stopniach, odkrywał się przestwór na 300 łokci, idący aż do muru. Tu dopiero po pięciu stopniach przybliżano się do podwojów świątyni (■) Stadium zawierało 120 kroków geometrycznych. było ich czworo od północy, czworo od południa, i dwoje od wschodu. Modlnica dla niewiast murem oddzieloną była od reszty, dwie bram prowadziło do niej, jedna od południa, od północy druga. Wnijście do tej modlnicy pozwolonem było, nie tylko niewiastom naszym z Judei, ale i tym, które z innych prowincyj przychodziły cześć Bogu oddawać. Z strony zachodu nie było wnijścia między wspomnionemi bramami; z strony muru blizko skarbcu, były galerye, wsparte na wielkich kolumnach, te acz nie miały bogatych ozdób, nieustępowały w piękności tym, które były pod niemi. Z dziesięciu podwojów, o których wspomniałem, dziewięć ich było, aż do zawias swoich całkiem okrytych blachami złotemi, srebrnemi, dziesiąte przed kościołem powleczone były miedzią koryntską, droższą nad złoto i srebro. Za wnijściem okrywały się po prawej i po lewej stronie, czworograniaste sale od 30 łokci, wysokie 40, kształt wież mające, spoczywające na kolumnach, na 12 łokci wysokich. Przysionek koryntśki od wschodu, przez któren wchodziły niewiasty, ciągnący się na przeciw przysionku świątyni, przechodził wszystkie inne wielkością i wspaniałością. — Liczył on 50 łokci wysokości, drzwi jego miały 40 łokci: blachy złote i srebrne, które go pokrywały, były grubsze jak te, któremi Alexander, ojciec Tibera, (*) wspomnione dziesięć był pokrył. Świątynia, poświęcona Bogu, stała w pośrodku. Wstępowało się do niej po 12 stopniach, wysokość i szerokość czołona, miała 100 łokci, lecz wklęsłości jej z tyłu, niebyło jak 60, z przodu bowiem, od wnijścia, były skrzydła, każde od 20 łokci wyciągające się w dwa ramiona, jak gdyby obejmujące tych, co wchodzili. Pierwszy przysionek 70 łokci wysoki, 25 szeroki, nie miał drzwi, wystawiał bowiem niebo, które jest widzialnem i otwartem dla wszystkich. Cały przód przysionka był pozłacany, równie jak wszystko, co było w świątyni, tak wspaniałe, iż oczy ledwie blask złota tego znieść mogły. Wewnętrzna część kościoła przedzieloną była na dwoje, przedział pierwszy wznosił się aż do stropu. Wysokość onego była 90 łokci, na 50 długość, na 20 szerokość: wewnętrzne podwoje obite były całkiem blachami złotemi, ściany całe złocone u góry (') Król żydowski. wisiały grona winne z liściami, wielkości człowieka. wszystko z szczerego złota. Niższą była tylna część świątyni; złote jej podwoje miały 50 łokci wysokości, 16 szerokości. Wysłaną była cała babilońskim kobiercem, gdzie lazur, purpura, szkarłat i len tak sztucznie były pomieszane, iż nie można było bez zadziwienia patrzeć na niego. Farbami i wzorami swemi wyrażały one cztery żywioły. Szkarłat wyrażał ogień, len ziemię, która go wydaje, lazur powietrze, a purpura morze, z którego pochodzi. Skreślony był na tym wspaniałym kobiercu cały porządek ciał niebieskich. Tu wchodzono do zewnętrza świątyni mającego 60 łokci wysokości, tyleż długości, i 20 szerokości. Długość 60 łokci, dzieliła się na dwie nierówne części, pierwsza miała 40 łokci. Tam widzieć można było trzy zadziwiające przedmioty: świecznik, stół i ołtarz kadzidła. Świecznik miał siedem ramion, na których było siedem lamp, wystawujących siedem planet. Dwanaście chlebów na stole,wyrażały dwanaście znaków Zodyaka, i roczne onych obroty; trzynaście rodzajów woń, które kładziono w kadzielnice, z których nie które wydaje morze, znaczyły, że od Boga wszystkie te rzeczy i jemu należą. Druga część kościoła, w najdalszym swoim ustępie, miała 20 łokci. Oddzieloną była od pierwszej przez oponę; nic się w niej nie znajdowało. Wnijście do niej nie tylko, że było wzbronione wszystkim, lecz nawet nie wolno jej było widzieć. Zwano ją świątynią, czyli świętym świętych; wokoło wznosiły się gmachy o trzy piętra: przejść można było z jednych do drugich, i wchodzić z strony jednego przysionka. Że część wierzchnia, była ciaśniejszą, nie miała gmachów podobnych, ani była tak wspaniałą, lecz wyższą była od drugiej o 40 łokci, cała więc wysokość miała sto łokci, sam zaś plan 60. Nie było nic na tej zewnętrznej powierzchni kościoła, coby nie zachwycało oczu, i nie napełniało zadziwieniem. Całe bowiem zewnętrze, powleczone było blachami, takiej świetności, iż skoro uderzyły o nie pierwsze słońca promienie, ledwie oczy tyle blasku znieść mogły. Z innych stron, gdzie niebyło złota, kamienie tak były białe, iż ta cała wspaniała massa wydawała się pierwszy raz widzącym ją cudzoziemcom, jak gdyby ogromna góra okryta śniegiem. Całe pokrycie kościoła najeżone było ostremi prętami złotemi, dla przeszkodzenia, by ptastwo nie siadało na dachu, i nie kalało go: znaczna część kamieni onego miała 46 łokci długości, 5 wysokości, a 6 szerokości. Ołtarz postawiony przed kościołem miał 50 łokci w kwadrat, wysokość jego 15 łokci. Ciężko było wstąpić do niego z strony południa, zbudowano go bez uderzenia młotem i razu jednego. Balustrada z najpiękniejszego kamienia, wysoka na łokieć, otaczała kościół i ołtarz, i dzieliła lud od kapłanów. Trędowaci, i chorzy na gonoreę, nie tylko że byli wyłączeni z kościoła, lecz nawet i z miasta. Niewiasty nie śmiały przybliżać się do kościoła w czasie peryodycznych swoich słabości, a choć nawet wolnemi były od nich, nic mogły się przybliżyć, jak do miejsca przeznaczonego dla siebie. Co do mężczyzn, tym równie jak i kapłanom nie wolno było wnijść do wnętrzy kościoła, chyba że wprzódy oczyszczonemi zostali. HISTORYA SABATEI SEVI, SŁAWNEGO OSZUSTA, JEDNEGO Z FAŁSZYWYCH MESSYASZÓW U ŻYDÓW,POD PANOWANIEM CESARZA LEOPOLDA Igo W ROKU 1666. Oszukaństwa człowieka tego, i ślepota tłumów żydowstwa, które za nim biegało, są światu całemu znajome. Rok 1666 podług proroctwa niektórych chrześciańskich pisarzy, zagłębiających się nad objawieniem S. Jana, miał być nadzwyczajnym rokiem. Mniemania te, wielkie wrażenia sprawiły na żydach: napełnieni zawsze myślą, że jeszcze nad światem panować będą, mniemali, iż przyszedł nakoniec czas, w którym oczekiwania ich spełnionemi być miały. Wiele rozsianych wieści utwierdzało ich w tej wierze. Rozgłoszono, iż wiele możnych ludów, od pustyń Arabii ciągnęło; wnieśli ztąd żydzi, że to były półdwónasta pokoleń, o których od tylu wieków nic nie słyszano; dodano, że około Szkocyi postrzeżono okręt z żaglami i linami jedwabnemi, że będący ludzie na nim, nie mówili jak po hebrajsku zkąd już pewny wniosek, że ludzie ci nie co innego byli, jak dwanaście pokoleń Izraela. Z niecierpliwością czekali żydzi, co z tego wypadnie; aż zjawił się w Smyrnie niejaki Sabatei Sevi, opowiadający mieszkańcom miasta tego, iż on jest Messyaszem, że przyszedł czas, gdzie żydzi ze wszystkich części ziemi, razem zebrani, odzyskają długo utracone panowanie nad światem. Wszędzie żydzi nie myśleli o niczem, tylko jakby sprawy swoje ułożyć, i być gotowemi do wyprowadzenia się z rodzinami swemi do Jeruzalem. Mardochai Sevi, ojciec Sabatei Sewi, był rodem ze Smyrny, człowiek wielce schorzały, był on aż do śmierci faktorem kupca jednego Anglika. Syn jego Sabatei, poświęcił się całkiem naukom, i tak nadzwyczajne uczynił w nich postępy, iż w jednych podziwienie, w drugich (mianowicie w Clochane, czyli wykładaczach pisma) największą wzbudził nienawiść. Postrzegłszy oni, iż Sabatei, ustawiczne miał z rabinami schadzki, źe chciał hebrajski język poprawić, że pismo Talmud roztrząsał, że wiele z nich słów assyryjskich, które się po zaprowadzeniu ludu bożego w niewolę wcisnęły, chciał powyrzucać, że nową naukę zamyślał wprowadzić, i wielu miał stronników, wygnali go ze Smyrny. Podczas pobytu swego w Tessalonice, podwakroć żenił się i rozwodził z pięknemi kobietami, ztamtąd zwiedził Moreę, Trypoli, Gazę i Jeruzalem, tam ożenił się z trzecią żoną z Liworno, córką żyda jednego polskiego, z którą równie jak z drugiemi postąpił. Gdy w roku 1666 zaczął być głośnym po świecie, rok 40 mógł liczyć. Postać jego była dość przystojna, mocny, nieco otyły, posępny, nosił krótkie włosy, i utrefioną brodę. Zachowywał on przepisy Mojżesza, jak najsurowiej, chciał jednak odmieniać niektóre święta, jak to, post Thamutz, przypadający w miesiącu lipcu. Miał on koło siebie sześciu rabinów, między temi Nathan Beniamin z Gazy był najzacniejszym, miano go za rozsądnego, poczciwego, skromnego człowieka. Z razu synagoga jerozolimska, powodowana od nieprzyjaciół jego, wygnała go z miasta; lecz usłyszawszy potem, że on panowanie królestwa Izraela zapowiadał, wysłali do niego pięciu rabinów, by go dokładnie wybadać. Sabatei Sevi przedysputował, i przekonał ich wszystkich, uznany za Eliasza poprzednika Messyasza, Nathan ogłosił się jego prorokiem. Zakazał on w Jeruzalem wszystkich postów, twierdząc, iż gdy oblubieniec nadchodzi, radość tylko i tryumfalne pienia słyszanemi być powinny. Toź samo rozpisał po wszystkich bóżnicach, tak daleko nawet śmiałość swą posunął, iż dzień 27 Nisseu, u nas Kwiecień, przeznaczył na przyjście Messyasza: że Messyasz w dniu tym miał się pokazać przed sułtanem tureckim, zerwać mu z głowy koronę, a w kajdanach do więzienia go wtrącić. Sabatei z swej strony zalecał w Gazie posłuszeństwo swej osobie i swej nauce. Żydzi w ustawnych byli modlitwach i uroczystościach. Wkrótce ze wszystkich miejsc, gdzie tylko są żydzi, ujrzano przybywających posłów do Gazy z powinszowaniami przybliżającego się końca niewoli swojej. Nie zatrudniano się jak tylko proroctwami ściągającemi się do panowania Messyasza, nad światem całym: inni twierdzili, że w dziewięć miesięcy po przybyciu swojem zniknie, i że żydzi na wielkie męczarnie będą wystawieni, źe atoli powróci znów Messyasz jadący na Lwie niebieskim, mający zamiast wędzidła siedmiogłowią żmiję, że będzie miał z sobą żydów, mieszkających z tej strony szabasowej rzeki, i w tenczas monarchą świata całego ogłosi się, że na tenczas kościół Salomona, ze wszystkiemi ozdobami i bogactwy swemi, spuści się z nieba, i źe żydzi aż do końca świata będą w nim czynić ofiary. W tymże czasie przyszły listy z Persyi, donoszące, że od Suza 8000 wielkich hufców, z Barbaryi zaś z pustyń Tafilete 100,000 żydów, spieszy do Sabatei, by go królem i prorokiem swoim ogłosić. W krotce niezliczone mnóstwo żydów ze wszystkich części świata przybyło do Palestyny, w samym nawet Amsterdamie znalazło się wielu, którzy domy i majątki swoje poprzedawali, by się przenieść do urojonego królestwa. Gdy już sława Sabatei Sevi tak się wzbiła wysoko, postanowił on odprawić podróż do Smyrny i Carogrodu, gdzie przedniejsze przepowiadania jego spełnić się miały. Nie osądził Nathan przyzwoitem być długo oddalonym od niego, udał się więc do Damaszka, zkąd następujący list do Sabatei Sevi napisał: 22 Cheszwon roku teraźniejszego. Królowi Królów naszych, Panu Panów naszych, który rozproszonych Izraelitów zgromadza i z niewoli ich wybawia, człowiekowi na wysokości, Messyaszowi, Boga Jakóba, prawdziwemu Messyaszowi Lwu Niebieskiemu, Sabatei Sevi, którego cześć niech będzie uwielbioną, i którego panowanie niech na wieki wywyższonem będzie, Amen. Najprzód całuję ręce twoje, i okurzam pył z stóp twoich, jak tego wymaga powinność moja, naprzeciw Królowi Królów, którego majestat niech będzie pochwalony i rozszerzone królestwo. Donoszę tym listem moim nieograniczonej wielkości twojej, która pięknością panowania twego ozdobioną jest, że słowo Króla prawa oświeciło oblicze nasze. Dzień ten jest dniem uroczystym dla Izraela, dniem światła; zaledwie zabłysnął, wraz wszyscy usiłują rozkazom twoim stać się posłusznemi. A lubo o wielu okropnych rzeczach doszły nas słuchy, przecież jesteśmy odważni, i serca nasze są jak serca lwa. Nie pytamy o przyczyny rzeczy, które ty czynisz, cudowne bowiem są dzieła twoje. Utwierdzeni jesteśmy w wierności naszej, i poświęcamy własne dusze nasze za świętość imienia twego. Znajdujemy się teraz w Damaszku, w przedsięwzięciu, podług rozkazu twego, udania się do Skanderony, kierując się zawsze ku obliczu jasności Boga i światła Króla życia. My słudzy sług twoich, chcemy kurz nóg twoich otrzepać, błagamy majestatu twego, abyś nas łaską swą wspierał, i mocą prawej ręki twojej drogę, którą mamy przed sobą skrócić raczył. A my oczy nasze podnosić będziemy do Jehowy, do tego Jehowy, który bez wątpienia pospieszy, aby nas wybawić, aby nie dopuścić, by dzieci złego szkodzić nam mogły. Serca nasze wzdychają do ciebie, zeschły już w piersiach naszych, użyczy on nam żelaznych szponów, abyśmy się stali godnemi przebywania pod cieniem pierworodnego. Te są słowa sługi sług twoich, który się rzuca na ziemię, abyś go podeszwami twemi ztratować raczył. Nathan Beniamin. Żeby zaś naukę i przyjście Messyasza tem bardziej rozgłosić, napisał do żydów w Alepie i innych list następujący: Szczątkom Izraelitów pokój bez końca! Wiadomo wam czynię tem pismem mojem, żem szczęśliwie stanął w Damaszku w przedsięwzięciu oglądania oblicza Pana, którego majestat niech będzie uwielbiony. On jest Panem Króla Królów, panowanie jego musi być rozszerzonem. Uczyniliśmy to, co nam, i dwunastu pokoleniom rozkazał, i wybraliśmy mu dwunastu mężów. Podług rozkazu jego wyjeżdżamy teraz do Skanderony, abyśmy się tam z niektóremi wybranemi przez niego połączyli. Upominam was, abyście przez żadne nadzwyczajne rzeczy, o których się dowiecie, umysłom waszym nie dawali upadać, i owszem utwierdźcie się w wierze waszej, gdyż wszystkie czyny jego tak są cudowne, i tak pełne tajemnic, iż żaden rozum ludzki pojąć ich nie może. W krótce wszystko jak najczyściej objawionem wam będzie. Będę ja sam patrzył na nie, i od tego, który jest ich sprawcą, będę się nauczał. Błogosławionym niech będzie ten, który oczekuje przyjścia prawdziwego Messyasza, który nam w krótce panowanie swoje objawi. Nathan Beniamin Listy te potwierdziły wszystkich żydów w Tureczczyznie o niezawodnem przyjściu Messyasza. Porzucili oni handel, i wszystkie prace swoje. Świadectwa czasów tamecznych zawierają rozmaite cuda, któremi obydwa ci oszuści, Sabatei Sevi i poprzednik, jego Nathan, lud ciemny zwodzili, nie które z nich tylko powtórzę. Rozgłosili oni, źe Sabatei wskrzeszał umarłych. Gdy Nathan odwiedzał grób Zacharyasza, prorok ten, ojciec prawdziwego poprzednika Chrystusa Ś. Jana Chrzciciela, ukazał się przytomnym ze dzbanem wody w ręku, aby obmyć grzechy tych, którzy go przed ołtarzem zabili. Słyszano wyraźnie głosy wychodzące z grobów rabinów, od stu lat pomarłych. Utrzymywał Nathan, że w rzeczy samej widział ich ciała, że wewnątrz serc ludzkich mógł czytać, co więcej ogień z nieba sprowadzić. Gdy się o tem kady turecki, czyli starszy miasta, dowiedział, udał się w nocy na miejsce, by się sam o prawdzie przekonał. Natychmiast pokazali mu się Abraham, Eliasz i Merdachaj: Eliasz oparty był na ognistej kolumnie. Powstał kady, i prosił Eliasza, by usiąść raczył: uczynił to prorok, słup atoli ognisty między obudwoma pozostał. Gdy ogień dużo już kademu dopiekać zaczął, wołał do proroka o pomoc... Eliaszu! wołał, palę się miej litość nademną. Natychmiast Eliasz zgasił ogień, i zakazał kademu, aby żydów nie kłócił więcej, z zagrożeniem, iż inaczej uszy jego dłuższemi uczyni niż całą osobę. Wyszedł natychmiast rozkaz, by żydom nic złego nie robić. Opuszczam wiele innych podobnych kuglarstw, okazywanych w Smyrnie, Jeruzalem, etc. Ktokolwiek powątpiewał o nich, został wyklętym. Pomnażała się ślepota ludu, każdy składał u nóg Sabatei swoje skarby, klejnoty, tak, iż wkrótce mógł był zostać panem wszystkich bogactw Smyrny, lecz obawiał się ich przyjąć, dla nie wzniecenia podejrzeń. Nikt już pracować nie chciał, ustały wszelkie rzemiosła, poopuszczano sklepy, domy, majętności, wszystko w mniemaniu, iż w krótce żydzi panami będą świata całego. Ubodzy, którzy bez pracy utrzymać się nie mogli, odbierali od możniejszych wsparcie: wielu zadawało sobie pokuty i męczarnie. Niektórzy na śmierć morzyli się głodem, inni po brodę zakopywali się w ziemię, ci roztopiony wosk lać sobie kazali na gołe plecy, inni wskakiwali w zmarzłą wodę, najwięcej ostremi cierniami ćwiczyć się kazało po tylcach, W śród tych szalonych okrucieństw, nie ustawały jednak małżeństwa, a to z przyczyny, by nie obrażać pierwszego rozkazu Jehowy: roście i rozmnażajcie się. Wszystkie dzieci w dziesiątym roku pożenione były. Sabatei bywał na wszystkich weselach i obrzezaniach. Ulice, któremi przechodził, wysłane były drogiemi kobiercami. W tenczas dopiero powziął Sabatei przedsięwzięcie w następującym liście w hebrajskim języku, do wszystkich żydów wydanym, za prawdziwego ogłosić się Messyasza. Jedyny i pierworodny syn Boga Sabatei Sevi, Messyasz i Zbawiciel Izraela, którego Bóg wybrał, abyście się przez niego stali godnemi ujrzeć dzień oswobodzenia i przepowiedzenia słowa bożego, i aby wszystkie smutki wasze zamieniły się w radość. Przestańcie miłe dzieci Izraela skarżyć się dłużej, Bóg zesłał wam pociechę. Przy biciu dzwonów i odgłosie muzyki, dziękujcie za spełnienie tego, co tylu wiekom odmówionem było. Czyńcie każdego dnia to, coście dotąd pierwszego tylko dnia miesiąca czynić zwykli. Zamieńcie dni smutku na dni wesela, gdyż ja objawiłem się. Nie bójcie się niczego, w krótce otrzymacie panowanie nie tylko nad wszystkimi narodami co są na ziemi, ale nawet nad temi, które są w głębi morza. Wszystko to dla waszej pociechy i ukontentowania. Z tem wszystkiem nie wszyscy żydzi poddali się ślepo oszustowi temu, nie którzy śmieli mu się opierać, a nawet za oszusta ogłosić. Najznakomitszy między niemi był Samuel Pennia, człowiek wielkich bogactw i znaczenia w Smyrnie. Oświadczył on głośno w bóżnicy, iż Sabatei nie był Messyaszem, i że znaki przyjścia jego nie zgadzają się z pismem i nauką rabinów. Słowa te ledwie nie przyprawiły o utratę życie gorliwego Pennia, z trudnością przyszło mu wymknąć się z synagogi i ukryć. Rzeczą godną zadziwienia, iż tenże sam Pennia nie długo potem stał się najżarliwszym Sabatei obrońcą, uznał go za syna bożego, i wybawiciela żydów. Co więcej, córka jego wpadała w zachwycenia, jęła prorokować. Za nią 400 mężczyzn i kobiet zaczęło przepowiadać, dzieci co ledwie przebąkiwać mogły, mówiły wyraźnie: że Sabatei jest synem bożym i Messyaszem; pieniły im się usta, opowiadały przyszłą szczęśliwość i panowanie żydów nad światem całym. Wypłynął nakoniec Sabatei do Carogrodu: i wnet rozgłoszono, iż skoro wysiadł na brzeg, Szebeka, na której przybył, zniknęła z oczu. Rzecz atoli inaczej się miała. Sabatei acz władający żywiołami, dla przeciwnych wiatrów trzydzieści dni zatrzymany był na morzu. Dla niewzbudzenia podejrzeń Turków, dwór jego z niewielu składał się stronników, lecz mnóstwo żydów z rozmaitych krain czekało już jego przybycia. Wielki wezyr, widząc te coraz bardziej pomnażające się tłumy, wysłał przeciw niemu dwa uzbrojone statki, z rozkazem, aby go wziąść, i do jednej z wież miejskich zaprowadzić. Pomieszało to zdarzenie żydów, niezmniejszyło jednak zaślepienia ich, przypisywali to prześladowaniu, którego Messyasz ich musiał w początkach doznawać. Choć więzienie było niewygodne i brudne najznaczniejsi z żydów odwiedzali go z uszanowaniem i obrządkami, jak gdyby siedział już na tronie Izraela. — Arza Cogo, i wielu z pierwszych, z spuszczonemi oczyma w ziemię, z schyloną głową, adorowali go przez dni całe. Już więcej dwóch miesięcy, jak Sabatei bawił w Carogrodzie, gdy wielki wezyr wyjeżdżając do Kandyi osądził, iż ostrożniej było przenieść oszusta tego do Abydos nad Helespontem. Tę przemianę, z nieczystego i ciasnego więzienia na inne, obszerne, wesołe i zdrowe, uważali żydzi jako dowody uszanowania i troskliwości: widać, mówili oni, że choć sułtan wie, że go Messyasz nasz ma zrucić z tronu, jednak nieodważa się targnąć na niego. Tu żydzi nie tylko z pobliższych miejsc, ale i z Polski, Niemiec, Liwornu, Wenecyi, Amsterdamu, Hamburga, przychodzili do niego. Sabatei za koszta podróży dawał im błogosławieństwo i obietnicę wielkich dóbr w ziemi świętej. Umieli Turcy z głupstw żydowskich korzystać, podnieśli cenę żywności i towarów przedawanych zbiegającym się tłumom, niedozwolili nawet oglądać Sabatei jak za znaczną zapłatę, po 10 talarów mniej więcej brano od biletu. Tak znaczne zyski sprawiły, iż długo Sabatei zostawiono spokojnym. Nie ustawały pielgrzymstwa ze wszystkich stron świata, między innemi przybył niejaki Nehamiasz Cohen, człowiek posiadający doskonale, hebrajski, syryjski i chaldejski język; nadto tak biegły w Talmudzie, kabale i pismach rabinów, iż słusznie pochlebiał sobie, iż równie jak Sabatei mógł się za Messyasza udawać. — Postrzegłszy jednak Cohen, że myśl ta już mu przyszła zapóźno, chciał przynajmniej w tej krotofili drugiej podjąć się roli. Z tej przyczyny żądał posłuchania u Sabatei. Zamknęły się dwa żydy, lecz zaledwie mówić z sobą zaczęli, powstały najżywsze kłótnie i swary: Cohen utrzymywał, iż stosownie do pisma i tłómaczenia jego, dwóch być powinno Messyaszów: jeden nauczyciel prawa, ubogi, wzgardzony, sługa i poprzednik drugiego; drugi zaś potężny i bogaty, który żydów do Jeruzalem zaprowadzić, i tron Dawida podnieść powinien: byłbym ja chętnie, rzekł Cohen, wziął na siebie imię Ben Efraima, to jest ubogiego Messyasza, a tobie rolę potężnego zostawił; lecz czemuś się pośpieszył, czemuś nie czekał, aź ten Ben Efraim, to jest ja, okażę się na świecie?" Tu znów powstał krzyk i kłótnie, doszły one do wiadomości żydów, lecz, źe Sabatei większe miał wzięcie, Cohen za kacerza uznanym i wygnanym został. Obrażony do żywego, udał się z stronnikami swemi do Adryanopolu, i doniósł kajmakanowi, zastępcy wezyra , o wszystkiem, co się działo w Dardanellach: opowiedział, że Sabatei był największym łotrem i oszukańcem, że żydów do nieposłuszeństwa Porcie Ottomańskiej przywodził, etc. Kajmakan oznajmił sułtanowi o wszystkiem: ten natychmiast wysłać kazał do Carogrodu Czausza z rozkazem przyprowadzenia Sabatei. Rozkaz ten z takim wykonany pośpiechem, iż nowy Messyasz nie miał nawet czasu pożegnać się z uczniami swemi. Zaledwie stanął w Adryanopolu; przed sułtana przywiedzionym został; widok ten tak go zatrwożył, iź zapomniał tej odwagi, którą niegdyś w bóżnicach okazał. Sułtan czynił mu wiele pytań w tureckim języku, lecz Sabatei, acz Messyasz nie umiejąc języka tego, obrał sobie za tłumacza doktora, żydowski i turecki język posiadającego. Wykręcał się Sabatei jak mógł, sułtan atoli powtarzał: jeżeliś Messyaszem synem bożym, wszystkiemi językami mówić powinieneś. Zamilkł oszust jeszcze jedna próba, rzekł sułtan, zrób mi zaraz cud jaki, oto ja cię każę do naga rozebrać, przywiązać do słupa, i najzręczniejszym łucznikom moim strzelać do ciebie. Jeżeli zostaniesz całym, ja pierwszym uznam cię za Messyasza, i żydem zostanę. Zbladł Sabatei jak chusta, a porzuciwszy wszystkie swe pyszne tytuły, jestem tylko prostym chochom rzekł z bojaźnią, biednym żydem, nie lepszym od innych. Nie przestał sułtan na tern wyznaniu, wiedział, iż pycha człeka tego, oburzyła Muzułmanów, mniemających, iż inaczej za nię zadosyć uczynić nie może, jak przez zostanie Machometanem. Na wyrok ten Sabatei widząc, iż ten tylko zostawał sposób zachowania się przy życiu. Od dawnego czasu, (rzekł) miałem zamysł przejść na wiarę Machometa, winszuję sobie całem sercem, iż znalazłem sposobność uczynić to w obecności wielkiego sułtana. I ten był koniec tylu hałasów i wzruszeń, które szalbierz ten poczynił na świecie. Nie można sobie wystawić, w jakiem zawstydzeniu i pomięszaniu to nawrócenie Sabatei pogrążyło całe plemię żydowskie, jak się rumienili lekkowierności swojej. Zamiast powrócenia do Jerozolimy, powrócić musieli do sklepów i warsztatów swoich. Turcy, dzieci nawet wyśmiewały ich na ulicach. Porozwodziły się pobrane w dzieciństwie bachury, trudniej było przyjść do domów i majątków tym, którzy je Sabatei poświęcili. Długie było zamieszanie i nędza. Nie zbywało jednak na szaleńcach, którzy utrzymywali, iż nieprawdziwy Sabatei został Turkiem, ale cień tylko jego chodzi po ziemi, w białym zawoju i sukniach tureckich, prawdziwe zaś ciało jego i dusza wstąpiły do nieba, gdzie zostaną aż do czasu, w którym znowu cuda czynić, i naukę swą kazać przyjdzie. (*) KONIEC TOMU DRUGIEGO (*) Wyjęto z dzieła niemieckiego, pod tytułem: Geschichte Merkwürdiger Betrüger.